AS LONG AS YOU LOVE ME

AS LONG AS YOU LOVE ME

poniedziałek, 6 maja 2013

CZĘŚĆ 17.

OCZAMI JUSTINA.
Nie wiedziałem co mam robić. Ale musiałem zapewnić bezpieczeństwo Amy. Bez zastanowienia kazałem jej zostać samej w domu i pojechałem w miejsce, gdzie znaleziono jego ciało.
Kiedy tylko tam dotarłem poczułem zapach... śmierci jeżeli można to tak ująć. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do przyjaciela z Kalifornii, który miał wtyki.
- Halo Adam? - zapytałem się patrząc na swój złoty zegarek.
- Słucham Cię Justin.
- Dziś 20 na plaży w naszym miejscu - zgodził się po czym się rozłączyłem. Wsiadłem do swojego auta i skierowałem się na wybrane przeze mnie miejsce. Czekałem na niego. Jak zawsze musiał się spóźnić.
- Chcesz broń, kokę czy coś innego? - zapytał pocierając swoje czoło. Było widać, że biegł, gdyż jego klata piersiowa nie poruszała się w równym tempie.
- Dzisiaj coś innego - wyrzuciłem papierosa - Musisz włamać się do systemu. Kojarzysz sprawę z Danielem? Moja żona go zabiła. Musisz zrobić wszystko, aby spadło do na J.Z rozumiesz? - powiedziałem wyciągając pliczek z dolarami.
- Od kiedy ty masz żonę? - zapytał się zszokowany - Ktoś w ogóle cię chciał? - powiedział. Rzuciłem się na niego. Jednym ruchem powaliłem na ziemię przyciskając do głowy spluwę.
- Słuchaj.. Kto ci uratował tyłek przed Nathanem? Hmn?! JA! Więc bierz grzecznie kasę i rób to co należy do ciebie!- uderzyłem go pięścią w twarz. Rzuciłem w jego stronę pieniędzmi, wsiadłem do auta i odjechałem nie patrząc czy wstał.
Zdenerwował mnie. Czułem pulsowanie w mojej głowie. Lekko przetarłem swoje spocone czoło i skierowałem się do Amy. Jednym ruchem otworzyłem drzwi i zobaczyłem siedzącą Amy na kanapie.
- Hej Shawty - powiedziałem łapiąc ją za szyję od tyłu. Przestraszyła się i wydała z siebie cichy krzyk.
- Justin! Nie rób tak więcej rozumiesz?! - powiedziała odkładając swój telefon na bok - I co załatwiłeś?
- Za parę dni będziesz mogła spokojnie wyjść z domu - pocałowałem ją w szyję.
- No dobrze, ale niby się pokłóciliśmy prawda? Więc gdzie ja się udałam niby? - usiadła przede mną.
- Kochanie nie martw się. Powiemy, że poszłaś do Marry. Mojej przyjaciółki z dawnych lat. - bez spięcia odpowiedziałem starając się rozluźnić atmosferę. Widziałem, że się uspokoiła. Ucieszyło mnie to, jakbym wygrał w totka.
- Poczekaj tu na mnie. - pocałowałem ją w czoło i skierowałem się do swojego. ZARAZ naszego pokoju. Otworzyłem mosiężną półkę i wyciągnąłem z niej film.
'TITANIC' - przeczytałem na głos i chwytając koc poszedłem na dół.
- Shawty dzisiaj sobie to oglądniemy - podałem jej płytę i poprosiłem ją,aby wszystko włączyła. Ja w tym czasie zrobiłem dla niej zdrową przekąskę, a dla siebie popcorn. Zaniosłem wszystko i postawiłem obok nas. Rozłożyłem kanapę i zaczęło się oglądanie filmu. Tak naprawdę tylko połowy, bo wiecie... Była taka seksowna.
*
OCZAMI AMY.
Nienawidzę Tytanic'a, ale nie powiedziałam tego Jusowi. Kiedy leżeliśmy razem pod kocem słyszałam tylko jego ciężki oddech oraz mruczenie. Był zadowolony. Najwidoczniej myślał, że spałam. Całą tą sytuacje przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegar. 3.45? I ktoś o tej porze dzwoni?
Poczułam jak jego ciało odrywa się od mojego przez co zrobiło mi się zimno. Kątem oka zauważyłam jak zakłada spodnie i okrywa mnie kocem. Następnie słyszałam ciche kroki do drzwi.
- Co jest Adam? - usłyszałam poważny głos Justina. Czułam, że chodziło o coś poważnego.
- Słuchaj Bieber nic się nie da zrobić. Tak czy siak wszyscy już wiedzą, że ona go zabiła - powiedział. Usłyszałam jakby ktoś uderzył ręką w ścianę.
- Da się coś zrobić. Zapłacę ci każdą cenę, ale zwal winę na kogoś innego!
Potem usłyszałam jak ten cały Adam mówi cenę 100 tysięcy dolarów, a Justin mu je po prostu dał. Kiedy miał już do mnie wracać coś szepnął do Adama. Usłyszałam tylko : Jeżeli... zrobisz...zginiesz.. Dla mnie nie miało to sensu więc próbowałam o tym nie myśleć. Justin poszedł do kuchni. Robił sobie kawę czy coś. Nie mogłam tak bezczynnie leżeć więc ubrałam jego koszulkę i poszłam do niego.
- Justin... Ja... wszystko słyszałam. - powiedziałam. Przetarł swoje oczy i przysunął się do mnie wtulając moje ciało w jego.
- Amy.. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze rozumiesz? Jutro o 12 przyjedzie do nas policja,aby cię przesłuchać. Obiecaj mi, że będziesz naturalna i "dobrze wychowana" - powiedział ścierając moją łzę z policzka. Obiecałam mu. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Zauważyłam, że coś jest nie tak z jego postrzeloną ręką.
- Jus kiedy zmieniałeś opatrunek? - zapytałam się z przerażeniem.
- Wczoraj, a co? - odpowiedział bez uczuć. Bez wahania podeszłam do niego i zaczęłam odwijać bandaż. Jego blizna była cała fioletowa. Tak nie powinno być. Zdenerwowałam się.
- Justin okłamałeś mnie. Nie zmieniałeś tego cholernego opatrunku - powiedziałam z oburzeniem.
- Może może nie.
W tym momencie pociągnęłam go do łazienki. Kazałam mu przemyć dokładnie skórę, po czym posmarowałam mu ją maścią. Bolało go najmniejsze dotkniecie. Ze spokojem bandażowałam jego rękę.
- Karma jest suką. - powiedziałam wyrzucając bandaż.
Justin pociągnął mnie za rękę. Podał mi czarny dres z szafki i kazał mi się ubrać. Zrobił to samo.
- Justin jest 4:30 i normalni ludzie śpią - powiedziałam i zaczęłam marudzić.
- Właśnie. Normalni - powiedział i skierowaliśmy się do drzwi wyjściowych. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły Jus zaczął biec. Bieganie o 4.45? ZAWSZE OKEJ. Nie miałam wyboru i pobiegłam za nim. Niestety był o wiele szybszy niż ja. Musiałam się nieźle namęczyć, aby go dogonić.
- Co Shawty brak kondycji? Jeżeli chcesz stać się kimś ważnym w gangu musisz przewyższać innych! - krzyknął i pobiegł dalej. Nie wiem co się wtedy stało, ale dostałam przypływu energii. Poczułam jak moje nogi przyśpieszają i biegną w tempie Justina. Zaczął się uśmiechać i złapał mnie za rękę. Biegliśmy tak razem przez 15 minut. Czułam ze zmęczenia smak krwi w ustach. Na szczęście cały maraton skończył się. Gdyż droga się skończyła. On stał i spokojnie oddychał, a ja leżałam na ziemi i ciężko wdychałam powietrze.
- No no Shawty nieźle jak na pierwszy raz - zaczął się śmiać i podniósł mnie. Zasłonił mi oczy i skierował trochę w górę.
- Gotowa? - powiedział i odsłonił mi oczy. Zobaczyłam całe miasto. I piękne wschodzące słońce. Zaparło mi wdech w piersi.
- Kocham cię.. - powiedziałam. Usłyszałam "Ja ciebie bardziej" i pozwoliłam sobie delektować się pięknym widokiem.
Siedzieliśmy tak na tej górce do 6:50. Następnie wolnym krokiem wróciliśmy razem do domu.
*
Po powrocie pozwoliłam moim mięśniom odpocząć. Zapuściłam się w nowej łazience, odkręciłam wodę i wlałam cytrynowy płyn no kąpieli. Kiedy tylko wanna została napełniona wodą oraz masą piany delikatnie weszłam do środka. Odetchnęłam czując jak moje mięśnie w końcu się rozluźniają. Zanurzyłam głowę pod wodę i siedziałam tak z parę minut. Obudziło mnie do życia głośne pukanie do drzwi oraz otworzenie się ich. Wynurzyłam się i zobaczyłam Justina. Miał na sobie Białą koszulkę oraz luźne spodnie khaki.
- Shawty, może ci przeszkadzam? - zapytał się swoim uroczym głosem przygryzając wargę. Szybkim ruchem zgarnęłam pianę i zakryłam swoje ciało.
- Justin jak widzisz, właśnie odpoczywam po twoim treningu. Czego ode mnie chcesz? - przeleciałam po nim zimnym wzrokiem.
- O 10 przychodzi Marry, żebyście się poznały no i chodzi tu o ogólną wersją zdarzeń. Więc proszę bądź miła - chrząknął - a co do czego masz piękne ciało - puścił mi oko i zamknął drzwi. Wydusiłam z siebie cichy krzyk i zanurkowałam z powrotem pod wodę.

OCZAMI JUSTINA.
Żartując zamknąłem drzwi i usłyszałem ciche krzyknięcie Amy. Rozbawiło mnie to. Przeczesałem swoje włosy schodząc po schodach do kuchni. Nie miałem ochoty jeść. Ale moja księżniczka na pewno ucieszy się na widok "zdrowego jedzenia" po treningu. Otworzyłem lodówkę. Jej zawartość była średnia, ale można było coś z tego wszystkiego zrobić. Wyciągnąłem wszystkie owoce i zacząłem bawić się w mistrza kuchni. Skończyło się na rozciętym palcu. Zabawnie prawda? Głowa gangu, a nie umie kroić owoców.
Ułożyłem wszystko na białym talerzu w kształcie serca i czekałam aż Shawty wyjdzie z kąpieli. Kiedy wreszcie księżniczka raczyła wyjść z łazienki wysuszona i ubrana zawołałem ją na dół.
- kochanie zejdź na śniadanie ! - krzyknąłem. Usłyszała to, słuchając nadchodzących kroków.
- Co tak wolno? - popatrzyłem się na nią z uśmiechem. Wiedziałem, że nasz poranny trening ją zmęczy - właśnie o to mi chodziło.
- Jezus Maria Justin przestań to nie jest zabawne - włożyła kosmyk włosów za ucho. Podałem jej śniadanie. Ucieszyła się, ale bardzo powoli je jadła. Tak wolno, że w tym czasie zdążyłem posprzątać w kuchni oraz w salonie.
- Jeszcze jesz? - pocałowałem ją od tyłu w szyje. Nie odpowiedziała tylko wpakowała kolejny kawałek owoców do ust.
- Już nie - powiedziała z pełną buzią. Kawałek banana wypadł jej ust i wpadłem w śmiech. Zarumieniła się. Następnie nie zwracając na nic uwagi wziąłem ją na ręce i zaniosłem na taras - dlaczego zaniosłem? Bo wiedziałem, że chodzenie dzisiaj dla niej to wielki ból. Na tarasie znajdowała się dwu-osobowa huśtawka z wielkim baldachimem. Posadziłem tak moją księżniczkę. Widziałem w jej oczach wyrazy wdzięczności za zaniesienie jej tutaj. Po chwili położyła swoją głowę na moich kolanach. Uśmiechałem się jak dziecko.
- Justin...? A czy ty wiesz, że ja jestem twoją żoną? - powiedziała delikatnie
- Wiem kochanie, a co? - położyłem na niej rękę i zacząłem głaskać jej głowę.
- To dobrze, że wiesz. Przynajmniej mam pewność, że nigdy mnie nie zostawisz
- Shawty przestań. Oboje wiemy, że nigdy bym cie nie zostawił prędzej by mnie ktoś
- Zabił - dokończyła za mnie. - Tego się właśnie obawiam, że pewnego dnia będę na ciebie czekać z dziećmi oraz z obiadem, a ty nie przyjdziesz, bo cię zabito
- Kochanie, ale po pierwsze to się nigdy nie zdarzy. Po drugie nie umiesz gotować, a po trzecie - pocałowała mnie. Jej usta tak szybko zderzyły się z moimi, że czas tak jakby się .. zatrzymał. Moglibyśmy się tak całować w nieskończoność, ale nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To pewnie Marry - powiedziałem. - Czekaj tu Sweety zaraz z nią tu przyjdę. "Odlepiłem" ją od siebie i skierowałem się do drzwi. Otworzyłem je. W nich stała Marry.
- Hej Justin - przytuliła mnie - W co się tym razem wkopałeś? - zapytała cichym głosem.
- Nie ja, tylko moja żona.
- Twoja żona ??- zrobiła duże i zdziwione oczy.
- Zaraz ją poznasz. - Wpuściłem ją do środka i zaprowadziłem do Amy.
- Amy kochanie to jest Marry - wstała i przywitała się z nią.
- Hej Amy. - uśmiechnęła się Mar.
Wszyscy razem usiedliśmy i zaczęliśmy uzgadniać jedną zgodną wersję wydarzeń. Z tego co zapamiętałem wychodziło na to:
"Pokłóciłem się z Amy o to, że nie poświęcam jej czasu. Ona wybiegła z domu i skierowała się do Marry u której spędziła noc. Potem czyli dzisiaj niby wróciła z nią do mnie i wszystko jest OK."
Coś czułem, że mogło się udać, ale naszą miłą pogawędkę przerwało pukanie do drzwi.

OCZAMI AMY
Poczułam jak moje tętno przyspiesza. Justin przeniósł mnie do salonu. Mar usiadła bardzo blisko mnie. Tak jakby ze strachu się w nią wtuliłam. Usłyszałam tylko ciche od niej " będzie wszystko dobrze pani Bieber"
Usłyszałam głosy policjantów.
- Czy jest tutaj Amy? - zapytał się gość o niskim głosie.
- Tak jest. - Justin pokazał rękę na mnie. Policjanci się do mnie zbliżyli.
- No panno Bieber. Gdzie Pani była około 2 dni temu o godzinie 23? - policjant usiadł na fotelu przede mną.
- Hm.. Chyba jeszcze o tej porze kłóciłam się z Justinem. Albo już byłam w drodze do Marry - spokojnie odpowiedziałam.
- O co się pokłóciliście?
- Proszę pana to nie raczej...
- Odpowiadaj.
- Pokłóciłam się o to, że Justin nie zwracał naszej uwagi. Cały czas był zajęty meblowaniem naszego nowego domu, a wie pan... Nie było nocy poślubnej - zauważyłam błysk w oku Justina - Ale wszystko pomiędzy nami jest już dobrze.
- Czy to wszystko to prawda ? - zapytał się Marry.
- Stuprocentowa panie władzo. Nadal mam porozrzucane chusteczki w domu po nocy z Amy - pocałowała mnie w policzek. - Wie pan te dzisiejsze kłótnie o nic.
- No dobrze. Jak coś to będziemy w kontakcie Państwo Bieber. - wstał z fotela i Justin odprowadził go do drzwi. Kiedy tylko drzwi zamknęły się wszyscy odetchnęliśmy.
- Amy jesteś genialna! - Bieber do mnie podszedł i pocałował. Nie chciał się ode mnie odkleić, ale całe szczęście Marry go odkleiła. Nagle zapanowała głucha cisza.
- No moje drogie panie muszę was zostawić na parę godzin, przepraszam was, ale mam obowiązki. - powiedział Justin ubierając skórzaną kurtkę.
- Myślę, że sobie poradzimy - odpowiedziałam równo z Mar. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Justin pocałował mnie w czoło i wyszedł z domu. Po chwili Mar dostała sms.
- Justin? - zapytałam się próbując zobaczyć treść.
- Nie nie. Mój były - odpowiedziała, ale ja już zobaczyłam treść i nadawcę.
OD JUSTIN:
Pilnuj jej.
Nie wiedziałam się czy mam się bać czy może cieszyć, że każe pilnować mnie nieznajomej mi osobie.
*
Około 30 minut potem rozsiadłam się z Marry w ogrodzie na trawie. Obie zrobiłyśmy sobie koktajle.
- No, a więc Panno Bieber - uśmiechnęła się - jak poznałaś Justina?
- Oh uwierz. To wszystko przypadek. - i oto tak zaczął się mój wielogodzinny monolog.

OCZAMI JUSTINA.
Gdy tylko zamknąłem drzwi uśmiech zniknął z mojej twarzy. Wsiadłem do auta i zapaliłem cygara. Odpaliłem auto i skierowałem się do domu Adama.
Zaparkowałem pod jego domem. Zapukałem do drzwi ładując broń. Właśnie w tym momencie Adam je otworzył.
- Adam i jak ci idzie ? - zapytałem odblokowując broń.
- Ekhm.. dobrze - z niechęcią odpowiedział. Dostałem dreszczy. Wiedziałem, że coś jest nie tak.
- Gadaj co jest?! - przyłożyłem mu broń do głowy.
- Justin wszystko jest dobrze! Zwaliłem winę na J.Z. wszystko się udało! - zaczął płakać ze strachu. Uwielbiam kiedy ofiara pada na ziemię i błaga o życie.
- Udowodnij - powiedziałem. Zaprowadził mnie do głównego komputera pokazał wszystkie notatki oraz raporty policyjne. Udało mu się. Nie wiem jak, ale mu się udało. Kiedy chciałem wyciągnąć plik z pieniędzmi  poczułem pistolet przy karku. Zacząłem się śmiać.
- I co? Zabijesz mnie Adam? - powiedziałem stanowczo. Stał bezruchu. Kopnąłem go w nogę wyciągając broń. Oto i tak zaczęła się strzelanina.
Jedyne o czym teraz myślałem to bronić..Amy.
___________________________________________
Hej hej! Tu Alex. Nie mogłam się powstrzymać więc macie!: )
Jak myślicie co będzie dalej?! KOMENTUJECIE CZY SIĘ PODOBA BO NIE WIEM CZY DALEJ PISAĆ
KOCHAM WAS. DO NIEDZIELI LUB PIĄTKU.
BUZIAKI:)/Alex.