AS LONG AS YOU LOVE ME

AS LONG AS YOU LOVE ME

poniedziałek, 13 maja 2013

CZĘŚĆ 19 OSTATNIA

OCZAMI AMY.
Wszędzie biel. Dookoła mnie biało. Umarłam? - zadałam w środku sobie pytanie. Możliwe- odpowiedziała podświadomość.
Przejechałam ręką po miejscu, gdzie dostałam kulkę. Żadnej blizny rany. Nic. Tak jakby nic się nie stało. Wszystkie blizny zniknęły z mojego ciała. Wstałam z nicości i przeszłam się. Nigdzie nie było nic widać. Tylko jedną wielką jasną biel.
- Halo? Jest tu ktoś?! JUSTIN?- krzyczałam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko echo.
- Amy. Miło cię widzieć - znikąd pojawił się Daniel. - Chodź usiądź.- Pokazał ręką na miejsce obok niego. Niechętnie usiadłam pocierając ręce o kolana.
- Gdzie ja jestem Daniel? O co tu chodzi?
- Spokojnie Amy. Porozmawiajmy. - zaciągnął się powietrzem. - Jesteś tu z jakiegoś powodu. Tak jak ja. Przez parę dni albo godzin zależy jak ci pójdzie będę twoim nauczycielem. Poszperamy w twojej przeszłości.
- Dlaczego? Po co mi to? - miałam ochotę się rozpłakać, ale trzymałam to w sobie. Nie odpowiedział.
- Żałujesz, że poznałaś Justina? - przeszedł mnie dreszcz.
- Nie. Nie żałuję. - bez zastanowienia powiedziałam. Westchnął.
- Straciłaś tyle rzeczy przez niego Shawty.
- Nie nazywaj mnie tak. Tylko Justin może mnie tak nazywać. Może straciłam dużo, ale jakbyś nie zauważył zyskałam o wiele więcej! - wstałam krzycząc na niego.
- Co zyskałaś?! Blizny! Co straciłaś? Przyjaciół rodzinę życie!
- Słuchaj Daniel nie obchodzi mnie to. Kocham Justina i on jest moim życiem. Może i źle postąpiłam, ale wiesz co jest piękne? UCZUCIE! Uczucie, które mi dał. Nikt mnie tak nigdy nie kochał. Stałam się dla niego wszystkim! Dobrze może to jest złe ale go do cholery kocham i idę go szukać. Możesz mnie zatrzymywać proszę bardzo! ale nigdy ci się nie uda.! - odeszłam od niego. Zaczął mi bić brawo.
- Brawo Am. Brawo. Dowiodłaś swego. Idź do Justina. Jeżeli uda ci się go znaleźć. - odwróciłam się i już go nie było. Szłam przed siebie. Z każdym krokiem moje nogi stawały się coraz cięższe i obolałe. Z odległości 50 metrów widziałam jakąś postać.
- Justin..? - szepnęłam. Zaczęłam biec. Szybciej coraz szybciej. Chłopak odwrócił się i też zaczął biec. Ale w przeciwną stronę. Uciekał mi. Biegłam jak najszybciej umiałam. W końcu udało mi się go złapać.
- Justin stój! - pociągnęłam go za koszulkę. Odwrócił się. Nie był szczęśliwy.
- Justin. - chciałam go przytulić, ale się odsunął. - Justin? zapanowała ciemność. Ostatnią rzeczą jaką widziałam był szyderczy uśmiech Jusa
 ~***~
OCZAMI OSOBY TRZECIEJ
Siedziałem w pokoju lekarskim kiedy nagle dostałem wezwanie przez sms. Brzmiało ono: Strzelanina dwójka rannych dziewczyna i chłopak.
Szybkim ruchem wziąłem fartuch i zbiegłem na ostry dyżur. To co zobaczyłem rozwaliło mnie. Była to para. Przez cały czas trzymali się za ręce - chociaż byli nieprzytomni. Z żalem musiałem ich rozłączyć. Jako pierwsza na stół poszła dziewczyna - chłopak tak samo, ale do sali obok. Dziewczyna nie mogła przestać krwawić. Po chwili się ocknęła.
- Gdzie mój mąż...? - zapytała umierającym głosem.
- Jest w sali obok - powiedział pielęgniarka podając jej narkozę.
Moje serce przeżywało nieznane mi dotąd uczucie. Ich miłość była tak silna, że przechodziła przeze mnie.
Musiałem zacząć operować. Ciężko było wydostać pocisk z jej ramienia. Operację chłopaka skończyli pierwsi wywożąc do na Oiom. Lekarz pokazał mi, że wszystko dobrze. A ja nadal męczyłem się z tą dziewczyną.
Po 5 godzinach udało wyciągnąć się z niej wszystkie szczątki naboju. Zaszyłem ją i pozostawiłem ją w opiece pielęgniarek.
Kiedy tylko znalazłem się w pokoju odetchnąłem. Zadzwoniłem na oddział i poprosiłem.. aby złączyli ich łóżka i podali im swoje ręce. Coś w środku kazało mi to zrobić.
~***~

OCZAMI JUSTINA.
Ostatnią rzeczą jaką widziałem była Amy, która dostała. To było straszne. Chciałem wydobyć z siebie krzyk, ale nie umiałem. Kiedy odpływałem poczułem ciepłą i zakrwawioną dłoń Amy ściskającą moją. Potem nastała ciemność. Ale nie taka normalna. Złowroga. Stałem się obserwatorem swojego życia. Widziałem z boku jak zabijam wszystkich swoich wrogów. Traktowałem ich jak trofea. Z każdą ofiarą stawałem się coraz bardziej pragnący krwi. A ja tego nie zauważałem. Potem nastała przeprowadzka i cała historia z Amy. Śmieszne jest to, że gdybym w nią nie wjechał - nie była by moją żoną.
Wszędzie ciemność. Nagle zauważyłem światło. Skierowałem się do niego. Biegłem. Stała w nim postać.
- Mama..?- roztrzęsiony się zapytałem.
- Tak skarbię. Chodź usiądź porozmawiajmy - powiedziała jak zawsze swoim miłym i ciepłym głosem.
Usiadłem obok niej.
- No Justin. Powiedz mi jak się czujesz?
- Gdzie jest Amy? Gdzie ja jestem? To jest miejsce jak czyściec?
- Spokojnie Justin - pocałowała mnie w policzek - posłuchaj mnie. Dużo straciłeś. Ale czy było warto dla Amy?
- Było warto. Wiesz co ona jako jedyna mnie kocha. Była przy mnie nawet jeżeli popełniłem błąd. - nerwowo oblizałem usta. - Kocham ją.
Zamrugałem, ale mamy już nie było Usłyszałem tylko głos przy moim uchu. "Odnajdź ją" Bez zastanowienia zacząłem iść przed siebie. Rozglądałem się dookoła. Zaczęły się pojawiać osoby, które zabiłem. Ignorowałem je chociaż mówiły. że mi wybaczyły. Szukałem Amy. Nigdzie jej nie było. Rozglądałem się, ale to na nic. W końcu doszedłem do skraju. Usłyszałem ciche krzyknięcie "Justin" Odwróciłem się i to była Amy. Chciałem do niej podejść. Podbiegłem do niej i wyciągnąłem do niej rękę. Nie podała mi swojej.
- Amy..? - zapytałem się jej. A ona szyderczo się uśmiechnęła. Jej twarz się szybko zmieniła. Stała się... demonem. Następnie nastała ciemność...
~***~
Otworzyłem oczy. Szybko je zamknąłem, bo oślepiało mnie światło lamp. Otworzyłem je jeszcze raz. Tym razem udało mi się zobaczyć, że jestem w szpitalnym pokoju. Przy mojej prawej ręce znajdował się mały monitor na którym widziałem bicie swojego serca. Kroplówka oraz szafka na której nic nie leżało. No może oprócz dzisiejszej gazety. Dotknąłem ręką swojego brzucha. W miejscu gdzie dostałem kulkę był bandaż. Zabolało mnie kiedy dotknąłem tego miejsca. Jęknąłem z bólu. Usiadłem na łóżku. Bardzo powoli. W końcu spojrzałem w lewo. Moje serce przyspieszyło. Leżała tam Amy. Była w śpiączce. Miała w sobie w rurki. Kolor jej skóry był tak blady jak ściana. Chwyciłem jej rękę. Całe szczęście udało mi się jej dosięgnąć.
- Shhhhh Shawty jestem tutaj - powiedziałem. Spłynęła mi łza po policzku. Szybko ją wytarłem. W tamtej chwili do pokoju wszedł lekarz.
- No widzę, że się ocknąłeś Panie Bieber. - chrząknął.
- Tak. Dobrze Pan widzi.. Co z nią jest? - zimnym głosem odpowiedziałem w jego stronę.
- Śpi. Jest w śpiączce. Za najdłużej tydzień może się wybudzić. - podpisał coś na mojej karcie. Nie odpowiedziałem.
- Jej mama jest już w drodze - wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
- Zajebiście... - powiedziałem przeczesując włosy. Spojrzałem się na nią. Nadal miała na sobie pierścionek. Uspokoiło mnie to, bo to oznaczało, że nadal jest moja. Bardzo powoli wstałem z łóżka. Z każdym ruchem czułem coraz większy ból w okolicach rany. Wziąłem parę oddechu i podszedłem do Amy. Pocałowałem ją w czoło. Założyłem na siebie czarny szlafrok oraz ful capa. Kiedy otworzyłem drzwi stała w nich Mama Amy.
- Justin - powiedziała to tak chłodnym głosem, że przeszedł mnie dreszcz. Uśmiechnąłem się.
- Dzień dobry - powiedziałem unikając jej spojrzenia.
~***~
Musiało w końcu dojść do tej rozmowy. Nie mogłem jej uniknąć.
- A więc Justin... To jest teraz twoja żona? - wzięła łyk kawy.
- Tak to jest moja żona. - parchnąłem pokazując jej obrączkę. Zasmuciła się.
- Kochasz ją?
- Jak nikogo innego. - bez wahania odpowiedziałem. -Jest ze mną bezpieczna może Pani w to uwierzyć. Tylko czasami mam wrażenie, że ona mnie nie kocha.
- Oh. Możemy to sprawdzić. chcesz? - uśmiechnęła się.
- Zależy jakim kosztem.
I oto tak przedstawiła mi swój plan. Chodziło w nim o to, że ja wyniosę się z pokoju i kiedy ona się obudzi wmówimy jej, że ja nie istnieję. Że to wszystko jej się śniło. Nie za bardzo mi się to podobało. Ale zgodziłem się.
Przenieśli mnie zastępczo do pokoju obok. Każdej nocy odwiedzałem Amy. Całowałem ją w czoło modląc się, żeby się wybudziła.
Pewnego dnia obudziła mnie moja teściowa.
- Obudziła się. - kiedy tylko to powiedziała, szybko wstałem i skierowałem się do jej pokoju. Uchyliła mi drzwi i stałem w nich słuchając rozmowę.
~***~
OCZAMI AMY
- Hej słonko - zobaczyłam moją mamę. Myślałam, że jak wrócę zza światów to obudzę się obok Justina.
- Hej.. Mamo? - powiedziałam niepewnie. - Gdzie jest Justin?
- Jaki Justin kochanie? O kim ty do cholery mówisz? - powiedziała dziwnie się na mnie patrząc.
- No Justin mój mąż. Mój ukochany. - Pokazałam jej obrączkę.
- Kochanie jesteś od 2 miesięcy w śpiączce. - zamurowało mnie.
- Nie... - szepnęłam. Nastała ciemność.
~***~
OCZAMI JUSTINA
Kiedy tylko usłyszałem jak mama woła lekarza wbiegłem do sali.
- Co się stało?
- Zasłabła - odpowiedziała.
- Mówiłem, że to zły pomysł! Ale ty musisz być mądrzejsza! - krzyknąłem jej w twarz.
- Justin uspokój się! Jesteś teraz w mojej rodzinie czy tego chcesz czy nie!
- Raczej Amy jest w mojej! - lekarz stał w drzwiach i rozsunął nas od siebie. Zabił bym ją gdybym miał czym.
- Już spokój. - lekarz podszedł do Amy wybudzając ją. Mama została wyproszona z pokoju i zostałem sam na sam z Amy.
-Justin..? - powiedziała tak delikatnie, że dostałem gęsiej skórki.
- Tak kochanie to ja Shawty
Zaczęła płakać.
- Shhh kochanie nie martw się wszystko jest dobrze - pocałowałem ją w usta. Były suche. Odwodnione. Spragnione moich ust.
- Kocham cię - powiedziałem odrywając się od niej.
- Ja ciebie też - jęknęła gdyż poruszyła ręką w którą dostała. Uciszyłem ją pocałunkami.
Przenieśli mnie z powrotem do sali. Złączyli nasze łóżka tak żebyśmy mogli spać razem.
Kiedy jej mama wróciła do domu i pogodziła się z faktem, że Amy jest moja w końcu mogłem odetchnąć.
- Twoja mama jest trochę
- Wkurzająca. Wiem.
- Wow Shawty jesteś szybka - pocałowałem ją w rękę. - Idź spać kochanie błagam
- Opowiedz mi bajkę proszę. Na dobranoc - słodko westchnęła. Nie mogłem odmówić.
- Dobrze...Hm... A więc była sobie raz piękna dziewczyna o imieniu Amy - objąłem ją w pasie
- Justin...
- Shh. Nie przerywaj. A więc była bardzo piękna. Pewnego razu przypadkiem spotkała dziwnego chłopaka o imieniu Justin. Nie wiedziała, że czeka ich piękna i długa przyszłość. Z każdym dniem ona zaczęła go poznawać coraz bardziej i głębiej. Chłopak bardzo się bał, że go zostawi jak się dowie prawdy o nim. A jednak nie zostawiła go. Zakochała się w nim w jego pięknej klacie włosach - zaczęła się śmiać. - Ale także za charakter. Obiecał jej, że nigdy jej nie zostawi i do dziś dotrzymał słowa. Jest z nią. Tu i teraz. I będzie aż do śmierci. Mieli wspaniały dom. Przyjaciół. Wszystko co chcieli. Pewnego razu chłopak mocno ją zranił. Ale błagał o wybaczenie. W końcu wspaniała księżniczka wybaczyła mu. I ofiarowała mu swoje życie. Jako okazanie swojego zaufania. Od tamtego czasu nawet śmierć ich nie rozłączy.  - Amy odwróciła się do mnie i pocałowała mnie w usta. Włożyła swoje nogi pomiędzy moje. Z całej siły objąłem ją w ramionach. Całowała mnie tak mocno, że nie mogliśmy przerwać.
- Ughm? - usłyszeliśmy głos lekarki. - Gołąbki pora spać. No już. - zgasiła nam światło, a ja z Amy zaczęliśmy się śmiać.
- Kocham cię Justin...
-  Ja ciebie bardziej. - pocałowałem ją w szyję po czym ona zasnęła. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek. Była moja. Cała moja. Na zawszę.
~***~

OCZAMI AMY
Kiedy rano obudziłam się w objęciach Justina czułam szczęście. Ramię strasznie mnie bolało, Ale dotyk Jusa trochę go amortyzował. Gdy się do niego odwróciłam zauważyłam, że jeszcze spał. Uśmiech pokazał się na mojej twarzy.
- Dzień dobry kochanie - potarłam kciukiem po jego policzku. - Wstawaj śpiochu.
Jęknął. Z tego co zrozumiałam zapytał się mnie która godzina.
- 11.30 kochanie - odpowiedziałam, a on gdy to usłyszał zrobił wielkie oczy.
- Wpół do 12? Naprawdę aż tyle przespaliśmy?
- Mamy do tego prawo kochanie. - pocałowałam go w nos. Uśmiechnął się.
Dziwne jest to, jak nasza miłość była toksyczna. Ale wszyscy wiedzieli, że nic nie rozłączy. Śmierć próbowała, ale jak widać na nic.
Poczułam mdłości.
- Idę się odświeżyć. Też bym tobie radziła - wstałam wysyłając mu buziaka. Szybkim krokiem skierowałam się do łazienki. Zwymiotowałam. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Wyglądałam koszmarnie. Co gorsza Justin mnie widział. Wzięłam parę głębokich wdechów i umyłam zęby.
Gdy moje ciało wyglądało już trochę lepiej wróciłam do pokoiku. Dopiero teraz zauważyłam, że ma on widok na piękny ogród. Justina jeszcze nie było. Wytrzepałam pościel. Sprawiło mi to lekki kłopot, gdyż rana cholernie bolała. Kiedy oba łóżka były zrobione Justin wszedł do środka.
- No no Shawty - objął mnie w pasie - posprzątałaś - pocałował mnie w szyję.
- Tak kochanie. Musiałam.
- Wszystko z tobą dobrze? - obrócił mnie do siebie.
- Tak pewnie wszystko dobrze. Mam do ciebie prośbę... Zaśpiewaj mi. - iskra przebrnęła przez jego oko
- Mam ci zaśpiewać? Nie ma sprawy - pokazał ręką na łóżko i posadził mnie tam. Wziął krzesło i usiadł przede mną.
I zaczął specjalny koncert. Jak zawsze zaśpiewał naszą piosenkę.
- AS LONG AS YOU LOLOLOLOLOLOLOLOLOLO LOVE ME... - skończył.
- Tak długo jak mnie kochasz. - spłynęła mi łza po policzku. Podszedł do mnie i wytarł ją.
- Czyli na zawsze - pocałował mnie. Położyłam swoje nogi na nim i wtuliłam się w niego jak małe dziecko.
Chce z nim spędzić resztę życia. Jako nierozłączne małżeństwo. On jest mój cały mój.
Nigdy nie myślałam, że tak będzie wyglądać moje życie. Że zostanę żoną chłopaka, którego praktycznie nie znam.. ale go kocham. Leże w szpitalu z nim obok. Kocham go ponad życie - co daje mi jeszcze większe wzniesienie w górę.
Przez dłuższy okres czasu czułam mdłości. Wymiotowałam Jadłam coraz mniej. W końcu poszłam do doktora
- Ale panie doktorze to nie jest możliwe! - krzyczałam na cały jego pokój.
- Pani Bieber. Proszę się uspokoić. Przykro mi, ale to prawda. Musi się z tym pani pogodzić. - chrząknął. - poinformować pani
- NIE! On się nie może dowiedzieć! To znaczy musi ale nie teraz! - jęknęłam. Wzięłam parę oddechów i wyszłam z jego gabinetu.
Myśli w mojej głowie plątały się w tą i w drugą stronę. Przecież to nie mogło być możliwe!
- Wszystko dobrze Sweety? - zapytał się mnie gdy tylko weszłam do środka.
Przygryzłam policzek.
- Tak wszystko w jak najlepszym ... porządku. - uśmiechnęłam się. Chociaż tak naprawdę chciało mi się płakać.
- To dobrze. Patrz co ci kupiłem - wyciągnął z kieszeni brązowe pudełeczko i otworzył.
W środku znajdował się naszyjnik z napisem Amstin
- Amstin? - zapytałam się go głupio się patrząc.
- Mhm. Amy i Justin no czyli Amstin - uśmiechnął się zakładając mi wisiorek na szyję.
- No ładny dziękuje kochanie, ale za co to? - przytuliłam go. Poczułam jego dłonie w pasie
- Wynagrodzenie tego wszystkiego. Teraz ci obiecuje, że będziemy szczęśliwą rodziną... z dzieckiem.
Przeszyło mnie. Żołądek się skurczył.
- Jak.. Jak to z dzieckiem.? - zapytałam się go łapczywie wdychając powietrze.
- Żartuje kochanie - pocałował mnie w czoło - na wszystko będzie pora.
Jasne na wszystko będzie pora...- pomyślałam.
~***~
OCZAMI JUSTINA

Moja mała księżniczka była nie w sosie. Czułem to od środka. Mogła udawać, że wszystko jest dobrze, ale ja wiedziałem, że nie jest.
Kiedy nasze leczenie dobiegło końca oboje spakowaliśmy się w torbę. W pewnej chwili Amu usiadła na łóżko.
- Co jest Amy? - podszedłem do niej i uklęknąłem przed nią. Złapałam ją za rękę i pocałowałem w nią.
- Nic Justin.. Po prostu trochę się źle czuje - odpowiedziała całując mnie w czoło - zaraz pójdę do doktora i on coś mi da jakieś lekarstwa no wiesz...
- Pewnie kochanie, ale od dłuższego czas już się tak źle czujesz. Ukrywasz coś przede mną?
Spojrzała się na mnie ostrzegawczo.
- Nie nie ukrywam...  raczej - pocałowała mnie w usta. - możemy już jechać do naszego nowego domu?
- Oczywiście słońce. - chwyciłem torbę i skierowałem się do auta, a ona w tym czasie poszła do doktora.
Usiadłem i czekałem na nią w końcu przyszła i wsiadła do środka.
- Jedziemy? - zapytałem zakładając okulary.
- Jedziemy. - chwyciła mnie za rękę i pojechałem.
Nie jechaliśmy za długo. Denerwowała się, ale nie wiem czym.
Gdy w końcu dojechaliśmy do naszego nowego domu uśmiechnęła się.
- Wow Justin! Jak tutaj pięknie! - uśmiechała się jak szalona.
- Wiem Shawty. Dla ciebie wszystko - pocałowałem ją w szyje. Wyciągnąłem ją z auta i wziąłem na ręce. Wniosłem ją do środka i usłyszałem ciche westchniecie.
- Podoba ci się ... - ściągnąłem z niej ramiączko całując ją w usta.
- Bardzo.. - szepnęła i rzuciła się na mnie dając mi gorące pocałunki. Przyparłem ją do ściany i mocno całowałem. Moje ręce jeździły po jej całym ciele a ona cicho westchnęła... seksownie.
~***~
OCZAMI AMY

Dom był piękny. Znajdował się na plaży był mały biały i skromny. Na drzwiach było napisane Justin i Amy. Pocałunki Justina rozpływały się po moim ciele. Stawały się coraz cieplejsze...
- Justin... przestań... - szepnęłam zabierając jego ręce z mojego ciała - chodź na spacer.
Pocałował mnie w nos. To było bardzo urocze.
Poszliśmy na wysoką górę. Niebo było całe w gwiazdach, a w plecy wiał przyjemny letni wiaterek.
- Justin? - złapałam go za rękę.
- Tak Shawty? - popatrzył się na mnie.
- Muszę ci coś powiedzieć... - moje serce zaczęło bardzo szybko bić. Tętno przyspieszyło, a w głowie mętlik słów.
- Słucham cie kochanie. - pocałował mnie w czoło
- Justin zawsze przy mnie będziesz?
- Zawszę.
Wzięłam parę głębokich oddechów.
- Jestem...Jestem...W ciąży.
Jego oczy zrobiły się szerokie, a na twarzy pojawił się uśmiech. Szeroki uśmiech. Po twarzy zaczęły mu spływać łzy radości... tak jak i mi. Kocham go i zawsze będę...
______________________________________CIĄG DALSZY NASTĄPI _____ 
KAŻDY SOBIE TERAZ POMYŚLI ONI BĘDĄ SZCZĘŚLIWI BĘDĄ SIĘ KOCHAĆ BĘDĄ MIEĆ DZIECI HAPPY END! NIE. NIE WSZYSTKO MOŻE UJŚĆ NA SUCHO, ALBOWIEM JUSTIN MA SWOJE MROCZNE TAJEMNICE. JESZCZE GORSZE NIŻ DOTYCHCZAS... As long as you love me vol.2 ! jako mój nowy blog zacznie się w czerwcu. Całuje was. kocham was. /Alex