AS LONG AS YOU LOVE ME

AS LONG AS YOU LOVE ME

środa, 1 maja 2013

CZĘŚĆ 5. OBUDZONE UCZUCIE.

OCZAMI JUSTINA:
Obudziłem się dosyć wcześnie. Moja księżniczka jeszcze słodko spała. Uroczy widok. Delikatnie wstałem nie budząc jej. Poszedłem pod prysznic. Kiedy cały się ubrałem zobaczyłem znajome mi auto. Ale to nie było auto przyjaciela. Wręcz przeciwnie- Wroga.
Zostawiłem Amy kartkę tam gdzie leżałem, żeby się nie martwiła no i że niedługo wrócę. W myślach wiedziałem, że to może być nie prawda. Dlatego drukowanymi napisałem jej : NIE WYCHODŹ Z POKOJU BŁAGAM. Mam nadzieje, że mnie posłucha.
Wziąłem telefon i wyszedłem z pokoju. Kiedy momentalnie wyszedłem z pokoju zobaczyłem jednego z posłańców Nathana. Uniknąłem go. Ale niestety mnie rozpoznał.
- Co Bieber babo uciekasz ? Czyżbyś nie chciał sobie złamać paznokci ? - zaczął się bardzo śmiać.
- Wiesz co Lukas? Myślałem, że lepiej skończysz, a nie jako posłannik. - Rzuciłem się na niego z pięściami.
Okazał się śliny. Oberwałem od niego. Ale skończyło się tym, że wygrałem. Lukas leżał na ziemi i pluł krwią. Wytarłem swoje krwawiące dłonie w spodnie. Podszedłem do niego bliżej i przyłożyłem mu broń do skroni.
- I co boisz się teraz?! Lepiej błagaj o wybaczenie za nim nie pociągnę za spust! Wiesz, że mnie na to stać!! - krzyczałem - A teraz masz dwa wyjścia. Gotowy? Wyjście a) MÓWISZ MI CO CHCE NATHAN b) ZABIJAM CIĘ I WRZUCAM DO RZEKI.  Masz 10 sekund. Gotowy? - odblokowałem pistolet. - 10 9 8 7 6  5 4 3 2 ...
- Nathan chce odebrać ci tą dziewczynę. chcę ja porwać... - powiedział ze łzami w oczach.
- No cóż.. dobrze postąpiłeś. A teraz dobranoc. - kopnąłem go w głowę. Udałem się do pokoju mając nadzieje, że Amy jeszcze śpi...
*
OCZAMI AMY
Kiedy Justin wszedł do pokoju zobaczyłam, że jest cały pobity.
- JUSTIN ! CO CI JEST! - krzyczałam na głos. Podbiegłam do niego. Przytulając go z całej siły. Ubrudziłam się jego krwią ale to nie miało znaczenia.
- Amy.. Przestań.. Nic mi nie jest dobrze? Opatrz mnie i musimy jechać rozumiesz? Ubierz się kochanie i to migiem a ja obmyje rany. - pocałował mnie i oboje się rozeszliśmy.
Gdy się przebrałam,a  Justin siedział na łóżku zaczęłam zszywać jego otwarte rany. Na niektórych wystarczyło nakleić tylko plasterek. Niestety miałam tylko różowe co bardzo go rozbawiło.
Kiedy cała moja wielka operacja się skończyła wyszliśmy spakowani z pokoju. Wsiadłam do auta i czekałam aż Justin odpali auto i pojedziemy dalej. Gdziekolwiek jedziemy. Gdy odjechaliśmy złapał mnie mocno za rękę.
- Wszystko będzie dobrze skarbie - powiedział i zaczęła się dość krótka droga, gdyż Justin poinformował mnie, że jedziemy na lotnisko.
*
OCZAMI JUSTINA : 
Muszę ją chronić. Wywożę ją z kraju. Wszystko na lotnisku czeka. Nasz samolot. Nie dam nikomu jej dotknąć co więcej skrzywdzić.
Kiedy wjechaliśmy na lotnisko załatwiłem wszystko z pilotem. Amy siedziała już w samolocie. Była bardzo zaskoczona, gdy zobaczyła wyposażenie tego cacka. Uśmiechnąłem się.
Gdy siedziałem z nią już na kanapie Amy zaczęła coś mówić. Nie słuchałem jej.
- Możesz powtórzyć? Zamyśliłem się przepraszam. - powiedziałem
- No ok. Po pierwsze gdzie my lecimy? Po drugie skąd masz samolot ? A po trzecie to ja nigdy nie leciałam samolotem. - cicho powiedziała.
- Lecimy do Kanady słońce. Do mojej ekipy spodoba ci się. Samolot jest rodzinny. Nie bój się jestem przy tobie nic się nie stanie. to będzie dość krótki lot więc się nie bój słonko dobrze? - pocałowałem ja w czoło a ona przytaknęła.
Kiedy wystartowaliśmy mocno trzymała mnie za rękę. Jakbym miał gdzieś zaraz odejść. Cieszyło mnie to, gdyż teraz widziałem ile dla niej znaczę. Jak pilot pozwolił nam odpiąć pasy zacząłem delikatnie całować Amy.Objąłem jej twarz moimi dłońmi. Potem przytuliłem ją z całej siły.  Cała promieniała. Zapomniała o tym, że jesteśmy w powietrzu. położyłem ją potem na kanapie. Cała się uśmiechała i podarowała mi długi pocałunek.
- Przepraszam czy chcecie coś do... - powiedziała hostessa. Popatrzyliśmy się na nią potem powiedziała - Rozumiem. Nie przeszkadzam.
Zaczęliśmy się śmiać z Amy. Za nim się obejrzeliśmy byliśmy w Kanadzie. Nasz samolot wylądował w Vancouver. Gdy jako pierwszy wyszedłem z samolotu zauważyłem moją dawną ekipę. Założyłem okulary przeciw słoneczne i podszedłem do nich oblizując usta.
- Bieber. Dawno się nie widzieliśmy. Jakoś 4 dni. - Powiedział Alan.
- Tak tak panowie pewnie tęskniliście za swoim przywódcą - zaczęliśmy się śmiać. - Mam dla was jakby taką niespodziankę. Amy! Chodź tu skarbie! - wyszła z samolotu. Chłopcy od razu zaczęli rozkminiać o co chodzi. -  To jest Amy. Moja dziewczyna. Stała się nią przez przypadek kiedy wpakowałem ją w to gówno przywitaj się skarbie. - pocałowałem ją.
- Hej... - powiedziała cicho.
- To jest J.Z Alan Nick oraz Daniel - po kolei wszystkich jej przedstawiłem. Cieszyli się, że w końcu się uśmiecham.
- To co Pani Bieber ? Jedziemy do zamku? - zapytał J.Z
- Oczywiście. Jeżeli po drodze Justin mnie nie zabije. - przysłuchałem się jej. Skubana znała już mój plan. Wszyscy weszliśmy do Jeepa i pojechaliśmy do zamku.
*
OCZAMI AMY: 
Już wiem czemu nazywali to zamkiem.  Jechaliśmy tam około 3 godziny. Była to ogromna willa z basenem. Nieźle jak na gang.
Justin wziął mnie za rękę i zaczął oprowadzać po willi. Pokazał mi co gdzie jest. Na samym końcu pokazał mi nasz pokój.
- Pomyśl kochanie. My tutaj sami przez prawie miesiąc. Noc w noc. Fajnie co? - szepnął mi to do ucha tak, że poczułam motylki w brzuchu. Zignorowałam go. Zaczęłam się rozpakowywać i wszystko układać na półki szafy. Justin przebierał się w krótkie shorty oraz podkoszulkę. Odwracałam od niego wzrok, żeby jeszcze bardziej go nie pragnąć. Potem położył się na łóżko.
- Kochanie? Kiedy ściągniesz z siebie te ciuchy? - zapytał się mnie rzucając we mnie poduszką.
- Justin spadaj. Idź lepiej do swoich ZIOMKÓW bo dawno ich nie widziałeś. Pogadaj z nimi i tak dalej. Wypijcie piwo,albo chociaż lepiej nie. nic nie pij zrozumiałeś chce cię mieć dzisiaj wieczorem trzeźwiego rozumiemy się? - zapytałam się ściągając specjalnie w tym momencie spodnie.
- Masz coś konkretnego na myśli - za nim się odwróciłam Justin obiją mnie od tyłu i przytulił.
- Justin.. przestań. Pogadamy wieczorem okej? - odwróciłam się do niego i go pocałowałam.
- Dobrze mamo. Idę do nich, a ty weź sobie prysznic. Rób co chcesz. Czuj się jak domu. - wyszedł z wielkiego pokoju
Uśmiechnęłam się. Poszłam pod prysznic, a następnie do kuchni nalać sobie coś do picia. Jak się spodziewałam wszędzie był alkohol. Skończyło się na zwykłej wodzie z kranu. Odblokowałam telefon i zadzwoniłam do Meli.
- Halo Melisa? Nie uwierzysz gdzie jestem. Siedzę w Kanadzie z Justinem!
- Super. Fajnie masz. okej nie mogę gadać pa. - rozłączyła  się. Coś było nie tak wiem to. Czułam to.
Przez resztę godzin do wieczora trzymałam Justina na dystans. Czyli praktycznie nie było go przy mnie. Ale kiedy oboje znaleźliśmy się w pokoju wszystko się zmieniło.
*
OCZAMI JUSTINA: 
- No to co na dziś zaplanowałaś? - zapytałem się jej podchodząc do niej i łapiąc za rękę.
- Nic takiego. Chce cię lepiej poznać. - powiedziała.
- aham... ciekawe panno Bieber. Ciekawe. - zacząłem ją całować. Bardzo delikatnie. Lubiła to jak byłem dla niej czuły.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Miałem ją w swoich ramionach.
- Justin...? - zapytała się go
- tak kochanie?- zacząłem gładzić jej nogę.
- nigdy mnie nie zostawisz?
- nigdy - pocałowałem ją.

CZĘŚĆ 4. UCIECZKA

OCZAMI JUSTINA: 
Nigdy się tak nie czułem. Nigdy nie czułem takiego szczęścia. Nie znam tej dziewczyny, a uratowałem jej życie. Może nie jestem taki zły jak myślę? Nie. To wydaje się śmieszne.
Nie patrząc Amy jest piękna. Szczególnie kiedy się boi. Jest wtedy taka niewinna.. - nagłos zaśmiałem się.
Amy leżała oparta głową o moje ramie. Obserwowałem jak oddycha. Po 10 minutach zdałem sobie sprawę, że zasnęła. Delikatnie zdjąłem jej głowę i wziąłem ją na ręce. Zaniosłem ją do jej pokoju położyłem na łóżku i spokojnie przykryłem kołdrą. Nadal spała. Ucieszyło mnie to. Stałem nad nią około 5 minut. W końcu złamałem się i pocałowałem ją w policzek na dobranoc. Chociaż nie powinienem. Wyszedłem z jej pokoju cicho zamykając drzwi.
Tam gdzie miałem serce miałem uczucie ciepła. Ostatni raz to czułem parę lat temu, kiedy się zakochałem w jednej z dziewczyn. Ale to było bardziej zauroczenie. Nie ważne.
Poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie i oparłem głowę o ręce.
- Bieber... co się z tobą dzieje?- zapytał się głos w mojej głowie.
- To co było we mnie trzymane przez 3/4 życia!- odparłem wręcz krzycząc. Zasłoniłem sobie usta mając nadzieje, że to nie obudziło Amy. Szybkim krokiem skierowałem się do łazienki. Znalazłem ją po 5 minutach szukając jej po całym piętrze. Wszedłem do środka zapaliłem lampę i spojrzałem w lustro. Widziałem swoje odbicie. Odbicie swojego prawdziwego JA. Szybko odkręciłem zimną wodę i zanurzyłem w niej głowę. Trzymałem ją tak przez 2 minuty. Kiedy ją wynurzyłem poczułem ulgę. Stary sposób na wyładowanie się.
Sięgnąłem po jakiś ręcznik i wytarłem włosy.
Naglę zadzwonił mój telefon. Przeczytałem napis NUMER ZASTRZEŻONY.
- Bieber? - usłyszałem znajomy głos.
- Słucham. - odparłem pocierając swoje mokre włosy.
- Masz kłopoty stary. Tu J.Z. Pamiętasz niejakiego Nathana Ewansa? - zapytał się mnie. Bał się czułem jego strach aż tutaj.
- Jak mogę go nie pamiętać? O co chodzi przejdź do sedna! - krzyknąłem.
- Chce cie zabić. Uciekaj rozumiesz? Bierz forsę od nas pakuj się i uciekaj ! - rozłączył się.
Moje serce przyspieszyło. Musiałem uciekać. Nie mogłem sam. Nie umiałem. Pobiegłem... po nią.
*
OCZAMI AMY.
Coś mnie naglę obudziło z ciepłego i miękkiego snu. Gdy otworzyłam oczy ukazał mi się Justin. Lekko szturchał mnie mówiąc
- Słońce wstawaj musimy uciekać rozumiesz? - mówił pół tonem.
- Przecież jest 3 w nocy... daj spokój daj mi spać no..- rzuciłam w niego poduszką.
-AMY! JEŻELI CHCESZ ŻYĆ TO SIĘ DO CHOLERY RUSZ. KTOŚ NAS CHCE ZABIĆ ROZUMIESZ? WPLĄTAŁEM W TO CIEBIE I TERAZ OBOJE BĘDZIEMY MARTWI JEŻELI NIE RUSZYSZ SWOJEGO TYŁKA ! - krzyknął.
Zamurowało mnie. Instynkt kazał mi wstać ubrać na siebie krótkie spodenki białą koszulkę trampki. Zrobiła to w pięć minut. Nie przeszkadzało mi  to, że Justin patrzy. Wyciągnęłam torbę i wrzuciła do niej portfel, telefon, ładowarkę i rzeczy do przebrania.
Justin złapał mnie za rękę i  szybkim biegiem wyprowadził z domu. Po zamykałam dom i wsiadłam do jego auta.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam zapinając pas, kiedy on dał gaz do dechy.
- Jedziemy do mnie. Po parę rzeczy. Ty zostajesz w aucie. Poczekasz na mnie 10 minut. - za nim się obejrzałam siedziałam w aucie i na niego czekałam. Wyszedł z domu z 3 walizkami.
- No fajnie... Ja mam jedną marną torbę, a on trzy walizki... PF..GEJ- powiedziałam sama do siebie.
- Wszystko słyszałem! - usłyszałam głos Justina.
Kiedy wsiadł do auta znowu zapytałam się go gdzie jedziemy. Zapytał się tylko czy mam paszport. Odpowiedziałam, że tak.
- Grzeczna dziewczynka w końcu pomyślała. - uśmiechnął się. Zarumieniłam się. Zdałam sobie sprawę, że wyjeżdżamy gdzieś daleko. Dobrze, że moja mam wyjechała... zabiła by mnie za to. Zobaczyłam tablice z napisem : KANSAS ŻEGNA! Położyłam głowę na szybie i oddałam się nudnemu rytmu jazdy autem.
*
OCZAMI JUSTINA:
Jak mogłem popełnić TAKI błąd?! - obwiniałem się w myślach. - teraz narażam siebie oraz nią. Ona nic o mnie nie wie, a dała się wyprowadzić z domu. DOBROWOLNIE. Nie mogłem jej tam zostawić na śmierć. Nie wybaczył bym sobie tego. - patrzyłem na drogę.
Jej ciało jest idealne. Nie krępowała się kiedy musiała się przebrać. Jej brzuch... biodra... brałbym...
JUSTIN! OGARNIJ SIĘ! UCIEKASZ PRZED MORDERCĄ! - krzyknął mój głos w głowie.
Zobaczyłem, że zasnęła. Przykryłem ją swoją kurtką. Nie wiedziałem gdzie jadę. Jak najdalej stąd. Kanada? Nowy Jork? Być może. Myślę, że chłopcy za mnie zadecydują.
Nie wiedziałem jednego. Jak powiedzieć Amy o mnie. O mojej przeszłości. Będzie się musiała dowiedzieć, że byłem i jestem potworem. Skupiłem się na drodze. Musiałem. Nie miałem wyjścia.
*
OCZAMI AMY. 
Obudziłam się rano. Zegar w aucie Justina wskazywał 9:48. On zacięcie walczył ze sobą i jechał przed siebie nie zatrzymując się.
- Może zrobisz sobie przerwę Bieber? Czy nadal udajesz twardego? - zaśmiałam się.
- Zamknij się.- powiedział chłodno. - Zatrzymujemy się w następnym motelu. Nie masz wyjścia. Musisz ten dzień spędzić ze mną. - chłód przeszedł mi po karku.
W głębi powiedziałam : Boże chroń mnie.
Zauważyłam, że jesteśmy w Chicago. Był znak, że za 5 kilometrów będzie motel.
Kiedy tam dojechaliśmy Justin poszedł załatwić nam pokoje. Gdy wrócił okazało się, że mamy jeden wspólny. Z dwuosobowym łóżkiem.
Kiedy tylko wysiadłam z auta Justin podszedł do mnie bardzo blisko. Tak blisko, że czułam jego bicie serca.
- Boisz się, że cie skrzywdzę? - szepnął mi do ucha.
- Nie nie boję się.. - odpowiedziałam odpychając go.
- Jesteś zadziorna kochanie. - zaczął się śmiać. Odpowiedziałam mu - Posłuchaj mnie Bieber. To, że mnie porwałeś i przywiozłeś tutaj nie oznacza, że możesz sobie ze mną pogrywać. A teraz już won do pokoju i idź spać. Nie mam ochoty cię widzieć - otworzyłam drzwi i czekałam aż wejdzie. Gdy wszedł weszłam za nim. Pokój okazał się bardzo ładny. A przede wszystkim czysty. Położyłam swoje rzeczy na szafce i usiadłam na łóżku w tym momencie Justin ściągnął koszulkę. Jego klata... jego mięśnie...
-Justin... - mruknęłam... - możesz się tutaj nie rozbierać?
- Dlaczego Amy? Ty się przy mnie przebrałaś to ja przy tobie też to mogę zrobić. Halo równouprawnienie. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Dobrze jak tam sobie chcesz śmierdzielu, ja wolę się najpierw umyć - wzięłam ręcznik i podeszłam do drzwi łazienki. Kiedy je otworzyłam Justin złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zdrętwiałam.
- Jeżeli chcesz... mogę iść tam z tobą.. - zaczął się śmiać.
- Nie dziękuje jestem samodzielna. - wyrwałam się z jego uścisku i weszłam do łazienki zamykając się na klucz.
Gdy się wykąpałam oraz przebrałam przyszła kolej na Justina. Kiedy poszedł pod prysznic postanowiłam poszperać w jego walizce. Gdy ją otworzyłam zobaczyłam masę pieniędzy oraz 3 pistolety.
- O co chodzi... - szepnęłam - w tej chwili właśnie Bieber wyszedł z łazienki. Gdy zobaczył mnie zamurowało go. Szybkim krokiem podszedł do mnie zabrał mi walizkę.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! - Przycisnął mnie z całej siły do ściany - Łapska cię świerzbią?! Może zrobisz z nimi coś pożytecznego?! CO?!- krzyczał na mnie tak, że się rozpłakałam. Uspokoił się. Puścił mnie. Wybiegłam z pokoju. Biegłam przed siebie. On mnie gonił wołając moje imię...
*
OCZAMI JUSTINA: 
Uderzyłem ze złości pięścią w ścianę. Znowu to zrobiłem. ZNOWU! Wybiegłem za nią. Nigdzie jej nie było.
Desperacko pobiegłem do recepcji zapytać gdzie pobiegła- pokazali stronę ulicy. Biegłem jak najszybciej się dało. Szła ulicą płacząc.
- AMY! -krzyczałem póki się nie odwróciła - AMY!!
Dogoniłem ją. Złapałem ją za nadgarstki. Delikatnie,aby znowu jej nie skrzywdzić..
- Amy przepraszam Cię ja nie chciałem to samo ze mnie wyszło proszę przepraszam cię. - patrzyłem jej w oczy ale ona tego unikała.
- JUSTIN ZOSTAW MNIE. ROZUMIESZ?! -krzyczała. Przytuliłem ją. Trzymałem ją tak póki przestała się wyrywać. Kiedy się uspokoiła popatrzyłem jej w oczy. Bała się. Widziałem to. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale... pocałowałem ją. Zamurowało ją. Była szczęśliwa.
- Justin.. nie.. Znamy się 1 dzień, to za krótko na to wszystko... - odpowiedziała
- Amy. Może i to krótko, ale dla mnie na tyle długo,aby się w tobie zakochać. - powiedziałem to. Nie zdawało mi się. Patrzyła na mnie jak na obrazek.
- Wiesz... zdaje mi się, że ja w tobie też... - cicho powiedziała. mocno ją przytuliłem.
- Proszę nie uciekaj mi więcej... błagam - pokiwała głową.
Wróciliśmy do motelu. Oboje położyliśmy się do łóżka. Ustawiłem budzik na 9:00. Wtuliłem ją mocno w siebie oraz objąłem ręką. Delikatnie kiedy zasypiała powiedziałem jej dobranoc oraz pocałowałem ją czoło...

CZĘŚĆ 3. ZGUBIENIE

OCZAMI JUSTINA:
Jestem zgubiony. Codziennie dochodziła do mnie ta myśl. Siedziałem sobie na łóżku kiedy mój iphon poinformował mnie, że dostałem wiadomość. Odblokowałem ekran z niechęcią, bo to była ostatnia rzecz na jaką miałem ochotę dzisiaj zrobić.
Kiedy przeczytałem wiadomość nie wiem czemu, ale uśmiechnąłem się. To było od niejakiej Amy, którą dzisiaj o mało co nie zabiłem.

NIEZNANY NUMER:Hej to ja... prawię mnie dzisiaj zabiłeś... zabawnie prawda? Z nogą lepiej, ale bardzo boli,a w ogóle to jestem Amy. : )
TY:
O hej. Ciesze się, że z nogą już lepiej. Mam na imię Justin. tak jakbyś chciała wiedzieć..: )Kliknąłem wyślij. Czekałem na jej odpowiedź. Po pewnym czasie ją dostałem. Pochwaliła mnie za jazdę na bmx i zapytała się mnie skąd przyjechałem i czy nie chciałbym zwiedzić trochę miasta. Uśmiechnąłem się. Nie spodziewałem się, że pierwszego dnia ktoś będzie chciał mi pokazać miasto. Spojrzałem na zegarek. Była 19:30, a przed chwilą przecież była 11. Wstałem i podszedłem do lustra. To nie byłem ja. Ta osoba w lustrze nie mogła być mną.. Ja nie umiem się cieszyć. Nie umiem się uśmiechać. Nie odkąd w Kanadzie popadłem w uzależnienie. Chwyciłem telefon. Wybrałem jej numer.- Halo? - odezwała się melancholijnym głosem- Hej tu Justin. Słuchaj.. eh... zostaw mnie w spokoju. - niskim i zdenerwowanym głosem powiedziałem. 
- Słucham? - czułem jej zmianę głosu. Zraniłem ją chociaż znam ją parę godzin. Rozłączyłem się. Położyłem się twarzą na łóżku. Znowu robiłem to co w Kanadzie. Chcąc czy nie chcąc musiałem zrozumieć, że nie uda się mnie nikomu zmienić. Parę osób próbowało. Ale większość przez to albo straciło życie, albo zostało mocno poszkodowane. Tak zdaję się, że jestem potworem. 
*
OCZAMI AMY
- Słucham? - powiedziałam ze niedowierzaniem i usłyszałam rozłączenie się. Zamurowało mnie. Znam go parę godzin, a już zachował się jak palant. Najlepszy dzień świata po prostu. Siedziałam na łóżku i nie wiedziałam co zrobić. Z denerwowania wysłałam mu sms, gdzie mieszkam jakby zmienił zdanie. Na próżno, gdyż i tak nie odpisał. Wstałam i zaczęłam powoli oddychać. Policzyłam do dziesięciu. Uspokoiłam się.
- Amy.. znasz go parę godzin uspokój się. pewnie już go więcej nie zobaczysz.. - pomyślałam. Noga już mnie nie bolała. Opuchlizna zeszła. Włączyłam swoją ulubioną płytę i położyłam się na łóżku. Leżałam tak przez większość czasu. Naglę ktoś zapukał ktoś do drzwi. Była 21:30. O tej porze? Może to Meli?- pomyślałam. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam Justina. Zdziwiło mnie to. 
- Amy. Posłuchaj mnie. Nie znasz mnie i nie chcesz mnie znać. Uwierz. Będzie lepiej jak zapomnisz o tej całej sytuacji dzisiaj. Uznaj, że nic się nie stało. - oparł rękę o drzwi, gdybym je chciała zamknąć.Wyglądał niesamowicie. Widać, że jest zdenerwowany. Miał na sobie białą koszulkę, czarne spodnie khaki oraz bordowe vansy. Po długiej chwili ciszy powiedziałam
- Czemu? 
- Bo uwierz tak będzie lepiej. To tyle. Ja wracam do mojego domu. Nie pisz nie dzwoń zapomnij. - Pomachał mi na pożegnanie wsiadł do swojego auta i odjechał. Powoli zamknęłam drzwi. Usiadłam na ziemi. I przez chwilę docierało do mnie to co do mnie powiedział. *
*
OCZAMI JUSTINA
Kiedy tylko dojechałem do domu - zamknąłem się w pokoju. Wyciągnąłem zapasową paczkę fajek i zacząłem się delektować każdym wdechem. Nie wiedziałem co się dzieje z moim umysłem. Totalny chaos. Przypomniałem sobie o jednej walizce, którą dostałem od chłopaków z Kanady. Położyłem ją na łóżko i otworzyłem. To co w niej zobaczyłem nie zszokowało mnie. Znalazłem tam pistolet, nasze stare zdjęcia, sznur, zioło oraz nadajnik. Uśmiechnąłem się
- Dawne czasy... - Pomyślałem. Przeglądałem stare zdjęcia przez godzinę. Zakłócił mi to sms.
AMY:JUSTIN POMÓŻ KTOŚ JEST W MOIM DOMU, A JA JESTEM SAMA. POMÓŻ!
zerwałem się na równe nogi. Wziąłem pistolet schowałem w spodnie, ubrałem czarną bluzę i przez okno pobiegłem do auta. Po drodze zadzwoniłem do niej.
- Boże odbierz...- szeptałem. Odebrała.
- JUSTIN! - krzyczała - Zamknij się powiedziałem! - powiedział męski gruby głos. Rozłączyłem się. Teraz liczyło się tylko to, aby była bezpieczna. Nie wiem czemu, ale mogłem to jak zawsze olać, ale tego nie zrobiłem.
Gdy tylko znalazłem się pod jej domem wszedłem do środa z bronią w ręku. Zobaczyłem rozpłakaną, przestraszoną Amy. Ona całe szczęście też mnie zauważyła. Była związana i miała zaklejone usta. Dała mi do zrozumienia, że złodziej jest w kuchni. Poszedłem tam. Stał tyłem do mnie. Przyłożyłem mu broń do głowy
- Na kolana - powiedziałem zimnym głosem. - NA KOLANA POWIEDZIAŁEM! - krzyknąłem. Bez wahania zrobił to. Kopnąłem go w brzuch. Leżał obezwładniony. Na blacie leżała taśma. Zakleiłem mu ręce i  w bezpiecznej odległości przesunąłem od nas. Wziąłem jednym ruchem nóż w blatu i popędziłem do Amy. Płakała i nie mogła przestać. Rękę miała całą okaleczoną przez kawałki szkła. Kiedy udało mi się ją uwolnić wziąłem ją na ręce. Bardzo się trzęsła. Położyłem ją na kanapie i zadzwoniłem na policję.
*
Kiedy policja wyszła z jej domu zostałem z nią sam na sam. Nie wiedziałem co zrobić. Delikatnie ją podniosłem i przytuliłem. Od tak dawna nikogo nie przytulałem. Tak dawno nie czułem tego uczucia...
*
OCZAMI AMY:- Justin...boli... - wskazałam na swoją pokaleczoną rękę.
- Amy masz tu gdzieś apteczkę? - zapytał się mnie nadal przytulając. Nie wiem czemu się tak do niego przyczepiłam. - Tak.. pod zlewem... - bez zastanowienia mnie puścił i poszedł po apteczkę.
Zaczął od wyczyszczenia mojej rany. Cholernie bolało. Ale w końcu to się skończyło i Justin założył mi opatrunek.
- Wszystko dobrze Amy..?- zapytał się mnie. - Może powinienem zadzwonić po twoją przyjaciółkę i ona powinna się tobą zająć? - zapytał ocierając swoje dłonie.
- Nie nie dzwoń po nią... będzie o wszystko pytać jak to się stało... Nie mam ochoty znowu wszystkiego przeżywać. - parchenłam.
- No, ale nie możesz zostać przez noc tutaj sama prawda?
- No to ty tu zostań. - BOŻE CO JA POWIEDZIAŁAM ZAPROSIŁAM DO DOMU NIEZNAJOMEGO KOLESIA, KTÓRY URATOWAŁ MOJE ŻYCIE.
- Nie wiem. Nie jestem taki jak myślisz. Jestem potworem jeżeli się nie boisz mogę zostać.
W moim żołądku przekręciło się. Słowa jestem potworem powtarzały się w mojej głowie. Widział, że się przeraziłam. Uśmiechnął się. Bo w końcu dotarło do niego, że się go nie boję. A powinnam.


CZĘŚĆ 2. KAŻDY MA SWOJE ZŁE STRONY.

OCZAMI AMY.
Leżałam cała obolała na twardym betonie. Właśnie w tym momencie chciałam się znaleźć  w swoim pięknym, miękkim łóżku. Ból powoli przechodził z nóg do klatki piersiowej. Powoli wstałam z ziemi. Zauważyłam, że nade mną stała Melisa oraz chłopak, który spowodował ten niezręczny wypadek. Chłopak krzyczał czy nic mi nie jest, a Meli szturchała mną, abym zeszła na ziemię. Ciężko było, gdyż ten oto osobnik, był bardzo ładny.
- Jeju nie krzyczcie tak oboje proszę zamknijcie się. - opowiedziałam pocierając ręką o czoło. Zamilkli. Szepnęłam pod nosem, aby pomogli mi wstać. Ciężko było, gdyż moje całe ciało było miękkie jak gąbka. W pewnym momencie chłopak wziął mnie na ręce i posadził na jednej z ławek. Ku mojemu zdziwieniu moje 53 kilo czystego tłuszczu nie sprawiło mu żadnego problemu.
- Bardzo cię przepraszam zapatrzyłem się i nawet nie wiem kiedy w ciebie wjechałem przepraszam to była zwykła głupota i naprawdę...- przerwałam mu
- Wowowow. Powoli gościu. Nic się nie stało. Nic mi nie jest raczej wszystko jest ok jak widać. - z oburzeniem na niego się popatrzyłam.- nigdy cię tu nie widziałam. kim ty do cholery jesteś? - usiadłam masując obolałe kolano.
- Jestem.. a nie ważne. Muszę już iść. Jeszcze raz sorry i wg. siema - usiadł na rower i popatrzył się na mnie opiekuńczym wzrokiem czy wszystko dobrze.
- Zaczekaj. Daj mi swój numer wiesz tak na wypadek, gdyby się okazało, że musisz mi zapłacić odszkodowanie - HA DOBRA WYMÓWKA pomyślałam w myślach. Chłopak oddał mi iphona i pojechał przed siebie. Oglądałam jak jego ciało się oddalało. W zabójczy szybki sposób...
- Am nic ci nie jest? - zapytała się Melisa
- Nie nic mi nie jest jadę do domu, a ty tu zostań i się ucz. Odezwij się jak będziesz w domu. - wstałam i kulejącym krokiem podążałam do oddalonego 2 kilometry domu.
*
OCZAMI JUSTINA
Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. Jakim cudem nie zauważyłem tej dziewczyny ? Przecież ah... Pojechałem do swojego domu. Gdy od razu wszedłem zaczęło się odpytywanie gdzie i po co byłem. Odpyskowałem im, że to nie ich interes. Pobiegłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi. W środku stało nowe dwuosobowe łóżko z materacem. Na nim leżała nowa fioletowa pościel oraz masa kartonów. Musiałem jakoś to wszystko poukładać więc wziąłem się do roboty.
Kiedy wszystkie kartony zostały opróżnione, a gitara stała już na stojaku mogłem spokojnie zacząć grać.
Rozsiadłem się na łóżku. Dopiero teraz zauważyłem, że mamy duży ogród.
- As long as you love me we could be starving, we could be homeless, we could be broke...- zacząłem grać i śpiewać. W tym momencie moja mama weszła do mojego pokoju.
- Justin nie wiedziałam, że piszesz. Nawet niezłe. Czyżbyś się zakochał, że takie coś piszesz? - uśmiechnęła się wycierając ręce o spodnie.
- Mamo... wyjdź. W tym momencie. Błagam. Nie mam humoru. - rzuciłem jej ponury wzrok.
- Dobra jak sobie chcesz. Tylko potem nie błagaj, żebym cię przytuliła.
- MAMO MAM 18 LAT PROSZĘ CIĘ. - w tym momencie drzwi od mojego pokoju się zamknęły.
Odłożyłem gitarę na swoje miejsce. Otworzyłem okno i usiadłem na parapecie. Zapach dojrzałych róż dotarł do mnie od sąsiadów. Zadałem sobie w tym momencie jedne pytanie. Co ja tutaj robię? Powinienem siedzieć teraz w Kanadzie ze swoją ekipą. W naszej super kryjówce, gdzie spędziłem 3/4 mojego życia. Tak naprawdę to oni mnie wychowali. Nauczyli rzeczy przydatnych do przetrwania.
Minęły 2 dni odkąd wyjechałem - a żaden z nich do mnie nie napisał. Cóż trudno.. - pomyślałem.
Nie mogłem tak siedzieć więc poszedłem pod prysznic. Zimne krople ostudziły mój umysł. Musiałem się pogodzić, że mam nową czystą kartę, która w Kanadzie była cała brudna, gdyż ponosiło mnie tam trochę.
*
OCZAMI AMY.
- Boże w końcu w domu! - krzyknęłam kiedy tylko weszłam do środka. Panował tutaj wspaniały chłód. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam powoli na piętro. Z każdym krokiem moja noga zdawała się coraz cięższa. Kiedy tylko usiadłam na swoim łóżku pozbyłam się z bolącej nogi buta z dokładnością oglądając swoją kostkę. Była lekko spuchnięta, ale cholernie bolała. Nie miałam siły schodzić na dół do kuchni po lód więc byłam skazana na miskę z lodowatą wodą.
Po około godzinie poczułam ulgę. Leżałam na swoim łóżku kiedy naglę zadzwonił mój telefon.
- Halo...? - cicho zapytałam.
- Hej skarbie jak się czujesz? Wszystko ok? Jak z twoją nogą? Ten chłopak to niezłe ciacho przyfarciło ci się. - zaśmiała się Melisa
- Boże kretynko spadaj. To był wypadek. Tak wszystko ze mną dobrze. Z nogą nawet też. A teraz wybacz idę dalej rozmyślać PA- rozłączyłam się. Po chwili dostałam sms od niej.
MELISA:
Pamiętaj, żeby do niego napisać.
Zaśmiałam się. W duchu bardzo chciałam, ale coś mnie powstrzymywało. Jednak po 20 minutach rozmyślania... złamałam się. napisałam do niego
JA:
hej to ja... prawie mnie dzisiaj nie zabiłeś... zabawnie prawda? Z nogą lepiej ale bardzo boli, a w ogóle to jestem Amy. : )
Czekałam 10 minut. nie dostałam odpowiedzi.
______________________________________________________
i co teraz będzie? :p/Alex

CZĘŚĆ 1. BELIEVE.

OCZAMI AMY.
- Amy wstawaj ! Jest 10:20, a ja jako twoja przyjaciółka chciałabym wyjść z domu za 40 minut i chociaż raz nie spóźnić się na naszą naukę jazdy na desce! - Krzyczała Melisa.
- Przestań na mnie wrzeszczeć- odpowiedziałam jej z wyrzutem, gdyż obudziła mnie z pięknego snu.-po pierwsze ja umiem jeździć na desce tylko ty nie umiesz i ciebie będzie uczyć ten cały JASON piękniś, w którym się zakochałaś. po drugie zaraz wstanę, a po trzecie to czemu jeszcze nie jesteś gotowa co? - usiadłam na łóżku przeczesując swoje długie blond włosy. Melisę zamurowało. Bez słowa wstała i wyszła z mojego pokoju. Słyszałam tylko jak udaje mnie pod nosem. Zachichotałam. 
Dzień wydawał się ładny. Na termometrze była temperatura około 23 stopni.
- Upał... - pomyślałam. Wstałam z łóżka i stanęłam przed lustrem. Wyglądałam całkiem nieźle jak na osobę, która nie spała prawię całą noc. Pewnym krokiem podeszłam do drzwi łazienki (która znajduję się w moim pokoju) Lekkim ruchem zrzuciłam z siebie koszulę nocną i wskoczyłam pod ciepły prysznic. Nienawidzę takich pryszniców, ale zawszę daję mi to ukojenie oraz odświeżenie. Kiedy wyszłam z kabiny owinęłam swoje ciało ręcznikiem. Swoje mokre włosy dokładnie rozczesałam,a potem dokładnie wysuszyłam. 
Podeszłam do swojej garderoby i zadecydowałam, że ubiorę czarne shorty oraz czarną koszulkę metallici. Zeszłam na bosaka do kuchni, gdzie Melisa siedziała przy stole i gadając z moją mamą jadła płatki. 
- Hej mamo - podeszłam do niej i dałam jej buziaka
- Hej słońce. Zrobiłam ci sok z cytryn. 10 litrów, żeby starczyło ci jak wyjadę. Chcesz coś do jedzenia ? 
- WOW mamo jesteś zajebista kocham cię. Słuchaj nic nie chce, ale ty wyjeżdżasz na miesiąc prawda? - usiadłam przed nią robiąc smutne oczka
- Tak na miesiąc. - i zaczęła mi i Melisie opowiadać o tym jak bardzo będzie za nami tęsknić i że jakby co to możemy dzwonić 24 na 7 dni w tygodniu. Bardzo się cieszyłam, że pozostawia nasz dom w mojej opiece. W myślach zaśmiałam się. 
- Meli jest już 10:50 idziemy czy nie? - dałam mamie szybko buziaka, ubrałam vansy, pociągnęłam Meli za rękę i wyszłyśmy z domu. Ja jechałam na desce, a ona jak szalona biegła za mną. W końcu znalazłyśmy się w skateparku. 
*
OCZAMI JUSTINA. 
Jestem nowy w mieście. Gdy tylko tu przyjechałem z rodziną odłączyłem się od nich. Kocham ich,ale mam ciężki okres. Zmiana miasta, ludzi. Wszystko to było dla mnie ciężkie. O 9 wziąłem swojego bmx i pojechałem poszukać skateparku. Siedzę tu już od 2 godzin. Wyciągnąłem w kieszeni mojego plecaka paczkę fajek. Wyciągnąłem jednego papierosa.  Zapaliłem go i mocno się zaciągnąłem. 
- Kim ty jesteś? Nie kojarzę cię. - Powiedział niski głos. Popatrzyłem w górę i ujrzałem wysokiego i dobrze zbudowanego chłopaka z 3 osobową ekipą dookoła. -Jak się nazywasz  odpowiesz w końcu?! - zdenerwował się.
- Nazywam się Justin. Justin Bieber. - zaczęli się śmiać. Nie wiem z jakiego powodu. Wstałem rzuciłem papierosa na ziemię i go przydeptałem.  
Ubrałem na plecy plecak i pojechałem na rampę. Zacząłem jeździć i robić różne tricki. 2 z nich patrzyli się na mnie jakby widzieli ducha. Ich Lider po prostu na mnie patrzył i coś mówił do drugiego.
- BIEBER! - chodź tutaj. - Chcesz się do nas dołączyć? Będą z ciebie ludzie. 
- Przemyśle to. - Podyktował mi swój numer i kazał odezwać się aż przemyślę. Szybkim tempem odjechałem z tego parku. Zagapiłem się i gdy wyjeżdżałem wjechałem w dziewczynę, która jechała na desce... 
________________________________________________________-
i jak? : ) pisać dalej? : 3 /Alex

witam.

                                                           HEJ : 3
Ten blog jest poświęcony mojemu opowiadaniu, które napisałam jakiś czas temu.
Jak możecie domyślić się po nazwie jest on związany z Justinem.
Przepraszam jeżeli czasami będzie podobnie jak w Dangerze, ale to samo się tak prosi, aby było tak napisane. : ) /ALEX