OCZAMI JUSTINA:
Jestem zgubiony. Codziennie dochodziła do mnie ta myśl. Siedziałem sobie na łóżku kiedy mój iphon poinformował mnie, że dostałem wiadomość. Odblokowałem ekran z niechęcią, bo to była ostatnia rzecz na jaką miałem ochotę dzisiaj zrobić.
Kiedy przeczytałem wiadomość nie wiem czemu, ale uśmiechnąłem się. To było od niejakiej Amy, którą dzisiaj o mało co nie zabiłem.
NIEZNANY NUMER:Hej to ja... prawię mnie dzisiaj zabiłeś... zabawnie prawda? Z nogą lepiej, ale bardzo boli,a w ogóle to jestem Amy. : )
TY:
O hej. Ciesze się, że z nogą już lepiej. Mam na imię Justin. tak jakbyś chciała wiedzieć..: )Kliknąłem wyślij. Czekałem na jej odpowiedź. Po pewnym czasie ją dostałem. Pochwaliła mnie za jazdę na bmx i zapytała się mnie skąd przyjechałem i czy nie chciałbym zwiedzić trochę miasta. Uśmiechnąłem się. Nie spodziewałem się, że pierwszego dnia ktoś będzie chciał mi pokazać miasto. Spojrzałem na zegarek. Była 19:30, a przed chwilą przecież była 11. Wstałem i podszedłem do lustra. To nie byłem ja. Ta osoba w lustrze nie mogła być mną.. Ja nie umiem się cieszyć. Nie umiem się uśmiechać. Nie odkąd w Kanadzie popadłem w uzależnienie. Chwyciłem telefon. Wybrałem jej numer.- Halo? - odezwała się melancholijnym głosem- Hej tu Justin. Słuchaj.. eh... zostaw mnie w spokoju. - niskim i zdenerwowanym głosem powiedziałem.
- Słucham? - czułem jej zmianę głosu. Zraniłem ją chociaż znam ją parę godzin. Rozłączyłem się. Położyłem się twarzą na łóżku. Znowu robiłem to co w Kanadzie. Chcąc czy nie chcąc musiałem zrozumieć, że nie uda się mnie nikomu zmienić. Parę osób próbowało. Ale większość przez to albo straciło życie, albo zostało mocno poszkodowane. Tak zdaję się, że jestem potworem.
*
OCZAMI AMY
- Słucham? - powiedziałam ze niedowierzaniem i usłyszałam rozłączenie się. Zamurowało mnie. Znam go parę godzin, a już zachował się jak palant. Najlepszy dzień świata po prostu. Siedziałam na łóżku i nie wiedziałam co zrobić. Z denerwowania wysłałam mu sms, gdzie mieszkam jakby zmienił zdanie. Na próżno, gdyż i tak nie odpisał. Wstałam i zaczęłam powoli oddychać. Policzyłam do dziesięciu. Uspokoiłam się.
- Amy.. znasz go parę godzin uspokój się. pewnie już go więcej nie zobaczysz.. - pomyślałam. Noga już mnie nie bolała. Opuchlizna zeszła. Włączyłam swoją ulubioną płytę i położyłam się na łóżku. Leżałam tak przez większość czasu. Naglę ktoś zapukał ktoś do drzwi. Była 21:30. O tej porze? Może to Meli?- pomyślałam. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam Justina. Zdziwiło mnie to.
- Amy. Posłuchaj mnie. Nie znasz mnie i nie chcesz mnie znać. Uwierz. Będzie lepiej jak zapomnisz o tej całej sytuacji dzisiaj. Uznaj, że nic się nie stało. - oparł rękę o drzwi, gdybym je chciała zamknąć.Wyglądał niesamowicie. Widać, że jest zdenerwowany. Miał na sobie białą koszulkę, czarne spodnie khaki oraz bordowe vansy. Po długiej chwili ciszy powiedziałam
- Czemu?
- Bo uwierz tak będzie lepiej. To tyle. Ja wracam do mojego domu. Nie pisz nie dzwoń zapomnij. - Pomachał mi na pożegnanie wsiadł do swojego auta i odjechał. Powoli zamknęłam drzwi. Usiadłam na ziemi. I przez chwilę docierało do mnie to co do mnie powiedział. *
*
OCZAMI JUSTINA
Kiedy tylko dojechałem do domu - zamknąłem się w pokoju. Wyciągnąłem zapasową paczkę fajek i zacząłem się delektować każdym wdechem. Nie wiedziałem co się dzieje z moim umysłem. Totalny chaos. Przypomniałem sobie o jednej walizce, którą dostałem od chłopaków z Kanady. Położyłem ją na łóżko i otworzyłem. To co w niej zobaczyłem nie zszokowało mnie. Znalazłem tam pistolet, nasze stare zdjęcia, sznur, zioło oraz nadajnik. Uśmiechnąłem się
- Dawne czasy... - Pomyślałem. Przeglądałem stare zdjęcia przez godzinę. Zakłócił mi to sms.
AMY:JUSTIN POMÓŻ KTOŚ JEST W MOIM DOMU, A JA JESTEM SAMA. POMÓŻ!
zerwałem się na równe nogi. Wziąłem pistolet schowałem w spodnie, ubrałem czarną bluzę i przez okno pobiegłem do auta. Po drodze zadzwoniłem do niej.
- Boże odbierz...- szeptałem. Odebrała.
- JUSTIN! - krzyczała - Zamknij się powiedziałem! - powiedział męski gruby głos. Rozłączyłem się. Teraz liczyło się tylko to, aby była bezpieczna. Nie wiem czemu, ale mogłem to jak zawsze olać, ale tego nie zrobiłem.
Gdy tylko znalazłem się pod jej domem wszedłem do środa z bronią w ręku. Zobaczyłem rozpłakaną, przestraszoną Amy. Ona całe szczęście też mnie zauważyła. Była związana i miała zaklejone usta. Dała mi do zrozumienia, że złodziej jest w kuchni. Poszedłem tam. Stał tyłem do mnie. Przyłożyłem mu broń do głowy
- Na kolana - powiedziałem zimnym głosem. - NA KOLANA POWIEDZIAŁEM! - krzyknąłem. Bez wahania zrobił to. Kopnąłem go w brzuch. Leżał obezwładniony. Na blacie leżała taśma. Zakleiłem mu ręce i w bezpiecznej odległości przesunąłem od nas. Wziąłem jednym ruchem nóż w blatu i popędziłem do Amy. Płakała i nie mogła przestać. Rękę miała całą okaleczoną przez kawałki szkła. Kiedy udało mi się ją uwolnić wziąłem ją na ręce. Bardzo się trzęsła. Położyłem ją na kanapie i zadzwoniłem na policję.
*
Kiedy policja wyszła z jej domu zostałem z nią sam na sam. Nie wiedziałem co zrobić. Delikatnie ją podniosłem i przytuliłem. Od tak dawna nikogo nie przytulałem. Tak dawno nie czułem tego uczucia...
*
OCZAMI AMY:- Justin...boli... - wskazałam na swoją pokaleczoną rękę.
- Amy masz tu gdzieś apteczkę? - zapytał się mnie nadal przytulając. Nie wiem czemu się tak do niego przyczepiłam. - Tak.. pod zlewem... - bez zastanowienia mnie puścił i poszedł po apteczkę.
Zaczął od wyczyszczenia mojej rany. Cholernie bolało. Ale w końcu to się skończyło i Justin założył mi opatrunek.
- Wszystko dobrze Amy..?- zapytał się mnie. - Może powinienem zadzwonić po twoją przyjaciółkę i ona powinna się tobą zająć? - zapytał ocierając swoje dłonie.
- Nie nie dzwoń po nią... będzie o wszystko pytać jak to się stało... Nie mam ochoty znowu wszystkiego przeżywać. - parchenłam.
- No, ale nie możesz zostać przez noc tutaj sama prawda?
- No to ty tu zostań. - BOŻE CO JA POWIEDZIAŁAM ZAPROSIŁAM DO DOMU NIEZNAJOMEGO KOLESIA, KTÓRY URATOWAŁ MOJE ŻYCIE.
- Nie wiem. Nie jestem taki jak myślisz. Jestem potworem jeżeli się nie boisz mogę zostać.
W moim żołądku przekręciło się. Słowa jestem potworem powtarzały się w mojej głowie. Widział, że się przeraziłam. Uśmiechnął się. Bo w końcu dotarło do niego, że się go nie boję. A powinnam.

dobre
OdpowiedzUsuńdziękuje :))
UsuńŚwietne <3
OdpowiedzUsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuń