OCZAMI JUSTINA
Obudziłem się rano. Po wczorajszym dniu mój organizm był wyczerpany. Nie miałem siły nawet wstać. Lecz jednak wstałem i od razu zszedłęm do Drake'a i Mery. Tak jak ich zastałem w nocy, wciąż leżeli razem. Cały dom był usyfiony. Wszędzie butelki po alkoholu, konfetti.
Zegar wiszący w kuchni wskazywał w pół do dziewiątej. Usiadłem na kanapie, patrząc jak razem leżą. Nie pomagało mi to. Jeszcze bardziej tęskniłem za Amy.
Otrzypałem poduszke i rzuciłem w Drake'a.
- Powaliło Cię?! - momentalnie się ocknął wraz z Mery. Popatrzyli na mnie jakbym kogoś zabił. Chociaż nie raz to już zrobiłem.
- Najwidoczniej tak.
- Frajer - Mery przetarła oczy i usiadła na kanapie. Drake, nie chętnie ale zrobił to samo.
- Czy Amy jest bezpieczna? - przygryzłem wargę. W tym momencie poczułem ból w sercu.
- Ta - odparła Mery - Nie ma jej tu, więc nic jej nie grozi. Osobiście zawiozłam ją na lotnisko i kupiłam bilet. - posłała mi wymuszony uśmiech.
- Wczoraj się dużo działo jak zasnąłeś - powiedział i pocałował Mer jak ja całowałem Amy - przegapiłeś dużo rzeczy.
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- To chyba dobrze..- chrząknąłem - ale dobra koniec obijania. Od wczoraj należe do gangu Leona.
Momentalnie poczułem ich wzrok na sobie. Poczułem jak pot spływa mi po karku i jak tętno mi przyśpiesza.
- Czy ciebie totalnie już pogieło? - oboje powiedzieli w tym samym czasie.
- A co mam do stracenia?! Amy już nie ma tak! Mogę robić co chce! - wstałem i czułem swój szybki puls. Straciłęm wszystko co mogłem mieć. - Grupa Haker już można powiedzieć nie istnieje. Już niczego nie mam!
- Weź się ogarnij dobra. Co teraz będziesz chciał zabić Mery?! I może jeszcze mnie?! - krzyknął Drake.
- Zrobie to jeżeli będe musiał, a wiesz, że mnie na to stać! - chwyciłem szklankę - Pokazać Ci moje życie teraz wygląda?! - rozbiłem szkalnkę o drzwi. - Dokładnie tak. Nie ma już mnie!
Zapanowała martwa cisza.
- Wyjdź stąd Justin. Zaczynasz powoli wariować. - delikatnie powiedziała Mery.
- Nie ! - krzyknąłem - wy macie się stąd wynieść, bo to jest mój dom! Mój i Amy! Nie zapraszałem was tu ! - chwyciłem swoją kurtkę i za jedynm zamachem ubrałem na siebie - Kiedy wróce, ma być tu czysto i nie ma was tu być. To moje ostatnie słowa.
Wyszłem z domu i skierowałem się do auta. Kiedy tylko znalazłem się w środku, chwyciłem paczkę fajkę i jedną wsadziłem sobie do ust. Gdy wypuściłem dym z płuc poczułem uglę. Odpaliłem auto i pojechałem przed siebie. Jak najdalej od miejsca przypominającego Amy. Jedyną rzeczą, która może mnie z niej wyleczyć to... narkotyki.
OCZAMI AMY
Nie mogłam zasnąć. Przez całą noc miałam wrażenie, że popełniłam błąd. Zostawiłam miłość mojego życia, mojego mężą samego. Czy tak zrobiła by kochająca żona ? Nie wiem.
Melisa zasnęła dosłownie momentalnie.
Dochodziła siódma. Wygramoliłam się z jej uścisku, ubrałam bluze Jusa i zeszłam na dół z nadzieją, że mama będzie na mnie czekać. Nie myliłam się.
- Cześć skarbie - lekko pocałowała mnie w czoło - Słuchaj mam trochę czasu to może mi opowiesz jak to wszystko idzie co? Bo czuje się bardzo nie poinformowana.
- Pewnie mamo - i oto tak zaczęłam swoją opowieść.
~ ***~
- A więc Drake jest jakby bratem Justina, Mery jego dziewczyną. Myśleliście, że zaszłaś w ciąże, ale okazało się, że to rak. Leczyli cię i jest lepiej, ale w drogę wszedł wam jakiś Leo czy jak mu tam i wszystko się popsuło? A ty wciąż jesteś Panią Bieber?
Tak. Dokładnie tak było. W skrócie. Chciałam oszczędzić mamie wszystkich tych emocji.
- W skrócie mamo. Pogmatwane prawda? - wzięłam ryk herbaty.
- Wow. Chyba nie jestem dobrą mamą co? - roześmiała się.
- Jesteś.
- To super kochanie, ja się zbieram już do pracy i pozłatwiać Ci wszystkie niezbędne badania z tym rakiem. - wzięła klucze ze stołu, ucałowała mnie i wyszła.
Jak zawsze. Wyszła. Zostawiła mnie samą.
Odniosłam kubek do zlewu i zauważyłam coś błyszczącego na podłodze. Z trudem się zgięłam i podniosłam łańcuszek z nieśmiertelnikiem. Przeczytałam napis i dostałam drgawek. Zalała mnie fala wspomnień.
Justin. Motel. Ja.
OCZAMI JUSTINA
Skierowałem się na ulice Baker. Ulice gdzie przemytnicy nigdy nie śpią.
Zaparkowałem swoje auto i piechotą poszedłem do jednego ze sklepów spożywczych.
Gdy wszedłem do środka, dzwonek zadzwonił informując sprzedawce o moim przybyciu.
- W czym mogę pomóc? - zapytał się.
- Przyszedłem po adrenaline - Adrenaline ;oznacza extazy.
Sprzedawca popatrzył się na mnie i sięgnął po paczkę fajek.
- Ile płace? - chrząknąłem.
- Pan Leon zapłaci.
Przygryzłem wargę, chwyciłem paczkę i usunąłem się z tego miejsca.
Wsiadłem do auta i otworzyłem paczkę. Moim oczom ukazały się malutkie białe tabletki, które prosiły się o połknięcie. Extazy jest jak Leon. Albo mnie zabije, albo będzie mnie męczyć do końca mojego życia.
Bez zastanowienia połknąłem dwie naraz i pojechałem do Leona.
~***~
- Widzę, że nie żartowałeś dzwoniąc do mnie w nocy. - mówił Leon jednocześnie polerując swój pistolet.
- A co mam do stracenia? Odebrałeś mi wszystko. - nagle poczułem przypływ energii. Extazy zaczęło działać.
- Masz racje. Dlaczego mnie nie zabijesz?
- Hah. A opłacałoby mi się to? Nie sądze - usiadłem na fotelu - Amy już nie ma, zostawiła mnie. Nie mam już nikogo.
- Kiedy się nauczysz Justin, że w tej branży nie można mieć rodziny, znajomych, przyjaciół i tym bardziej żon. Widzisz, oni dla innych są jak trofea.
- Okej - powiedziałem - mówiłeś wczoraj, że masz dla mnie jedno zadanie i będe wolny od ciebie. Może nawiąż coś do tego.
Leon uśmiechnął się pod nosem i rzucił mi jakąś teczkę na stół - musisz coś dla mnie zrobić Bieber. Coś czego nie umiałby zrobić żaden gangster z Starford czy Kalifornii. Wszędzie jest o tobie głośno. Nie można o tobie zapomnieć.
Otworzyłem teczkę i zobaczyłem w niej zdjęcia ulicznych dilerów.
- I co niby mam z nimi zrobić? - przygryzłęm wargę.
- Zlikwidować.
- Nie zabijam już. Nie zrobie tego.
Zmierzył mnie wzrokiem. - To nie jest Justin, o którym kiedyś słyszałem.
- On już nie powróci. Zmieniłem się.
- Ciota.
Poczułam jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Nawet nie wiem kiedy chwyciłem broń i strzeliłem do niego. Chybiłem. Kilka centymetrów od jego głowy. Zamurowało go. - Pamiętaj Leon. Jestem Justin Bieber. I ja nie mam nerwów do taich ludzi jak ty.
OCZAMI AMY
Siedziałam na kanapie trzymając łańcuszek w swoich dłoniach. Tęskniłam za nim chociaż nawet nie minął ani jeden dzień od naszego rozstania.
- Amyyyyyy - usłyszałam z góry. Melissa wstała i zwlokła się do mnie. - Czemu ty nie śpisz no?
- Nie mogę, bo ..
- Tak wiem Justin blablabla dziecko sranie w banie.
Cała Melissa. Moja ukochana przyjaciółka.
Usiadła obok mnie i wtuliła się we mnie - To co robimy?
Sama nie wiedziałam. Moim planem było zapomnieć o Justinie. Chociaż doskonale wiem, że to nie możliwe. Jestem Pani Bieber. I zawsze nią będe.
___________________________________________________________
PRZECZYTAŁEŚ? KOMENTUJ!!!
Dobra wiem, że zajeło mi troche napisanie tej część (7 miesięcy) no, ale w końcu wszystko ogarnęłam. Postanowiłam, że będe pisać dalej. Przynajmniej do 50 części. :)
Na razie trzymajcie to co wam daje i wysyłajcie ludziom co to czytają (nie mam jak wam tego rozesłać) mam nadzieje, że wam to się spodoba.
Alex :)