AS LONG AS YOU LOVE ME

AS LONG AS YOU LOVE ME

poniedziałek, 13 maja 2013

CZĘŚĆ 19 OSTATNIA

OCZAMI AMY.
Wszędzie biel. Dookoła mnie biało. Umarłam? - zadałam w środku sobie pytanie. Możliwe- odpowiedziała podświadomość.
Przejechałam ręką po miejscu, gdzie dostałam kulkę. Żadnej blizny rany. Nic. Tak jakby nic się nie stało. Wszystkie blizny zniknęły z mojego ciała. Wstałam z nicości i przeszłam się. Nigdzie nie było nic widać. Tylko jedną wielką jasną biel.
- Halo? Jest tu ktoś?! JUSTIN?- krzyczałam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko echo.
- Amy. Miło cię widzieć - znikąd pojawił się Daniel. - Chodź usiądź.- Pokazał ręką na miejsce obok niego. Niechętnie usiadłam pocierając ręce o kolana.
- Gdzie ja jestem Daniel? O co tu chodzi?
- Spokojnie Amy. Porozmawiajmy. - zaciągnął się powietrzem. - Jesteś tu z jakiegoś powodu. Tak jak ja. Przez parę dni albo godzin zależy jak ci pójdzie będę twoim nauczycielem. Poszperamy w twojej przeszłości.
- Dlaczego? Po co mi to? - miałam ochotę się rozpłakać, ale trzymałam to w sobie. Nie odpowiedział.
- Żałujesz, że poznałaś Justina? - przeszedł mnie dreszcz.
- Nie. Nie żałuję. - bez zastanowienia powiedziałam. Westchnął.
- Straciłaś tyle rzeczy przez niego Shawty.
- Nie nazywaj mnie tak. Tylko Justin może mnie tak nazywać. Może straciłam dużo, ale jakbyś nie zauważył zyskałam o wiele więcej! - wstałam krzycząc na niego.
- Co zyskałaś?! Blizny! Co straciłaś? Przyjaciół rodzinę życie!
- Słuchaj Daniel nie obchodzi mnie to. Kocham Justina i on jest moim życiem. Może i źle postąpiłam, ale wiesz co jest piękne? UCZUCIE! Uczucie, które mi dał. Nikt mnie tak nigdy nie kochał. Stałam się dla niego wszystkim! Dobrze może to jest złe ale go do cholery kocham i idę go szukać. Możesz mnie zatrzymywać proszę bardzo! ale nigdy ci się nie uda.! - odeszłam od niego. Zaczął mi bić brawo.
- Brawo Am. Brawo. Dowiodłaś swego. Idź do Justina. Jeżeli uda ci się go znaleźć. - odwróciłam się i już go nie było. Szłam przed siebie. Z każdym krokiem moje nogi stawały się coraz cięższe i obolałe. Z odległości 50 metrów widziałam jakąś postać.
- Justin..? - szepnęłam. Zaczęłam biec. Szybciej coraz szybciej. Chłopak odwrócił się i też zaczął biec. Ale w przeciwną stronę. Uciekał mi. Biegłam jak najszybciej umiałam. W końcu udało mi się go złapać.
- Justin stój! - pociągnęłam go za koszulkę. Odwrócił się. Nie był szczęśliwy.
- Justin. - chciałam go przytulić, ale się odsunął. - Justin? zapanowała ciemność. Ostatnią rzeczą jaką widziałam był szyderczy uśmiech Jusa
 ~***~
OCZAMI OSOBY TRZECIEJ
Siedziałem w pokoju lekarskim kiedy nagle dostałem wezwanie przez sms. Brzmiało ono: Strzelanina dwójka rannych dziewczyna i chłopak.
Szybkim ruchem wziąłem fartuch i zbiegłem na ostry dyżur. To co zobaczyłem rozwaliło mnie. Była to para. Przez cały czas trzymali się za ręce - chociaż byli nieprzytomni. Z żalem musiałem ich rozłączyć. Jako pierwsza na stół poszła dziewczyna - chłopak tak samo, ale do sali obok. Dziewczyna nie mogła przestać krwawić. Po chwili się ocknęła.
- Gdzie mój mąż...? - zapytała umierającym głosem.
- Jest w sali obok - powiedział pielęgniarka podając jej narkozę.
Moje serce przeżywało nieznane mi dotąd uczucie. Ich miłość była tak silna, że przechodziła przeze mnie.
Musiałem zacząć operować. Ciężko było wydostać pocisk z jej ramienia. Operację chłopaka skończyli pierwsi wywożąc do na Oiom. Lekarz pokazał mi, że wszystko dobrze. A ja nadal męczyłem się z tą dziewczyną.
Po 5 godzinach udało wyciągnąć się z niej wszystkie szczątki naboju. Zaszyłem ją i pozostawiłem ją w opiece pielęgniarek.
Kiedy tylko znalazłem się w pokoju odetchnąłem. Zadzwoniłem na oddział i poprosiłem.. aby złączyli ich łóżka i podali im swoje ręce. Coś w środku kazało mi to zrobić.
~***~

OCZAMI JUSTINA.
Ostatnią rzeczą jaką widziałem była Amy, która dostała. To było straszne. Chciałem wydobyć z siebie krzyk, ale nie umiałem. Kiedy odpływałem poczułem ciepłą i zakrwawioną dłoń Amy ściskającą moją. Potem nastała ciemność. Ale nie taka normalna. Złowroga. Stałem się obserwatorem swojego życia. Widziałem z boku jak zabijam wszystkich swoich wrogów. Traktowałem ich jak trofea. Z każdą ofiarą stawałem się coraz bardziej pragnący krwi. A ja tego nie zauważałem. Potem nastała przeprowadzka i cała historia z Amy. Śmieszne jest to, że gdybym w nią nie wjechał - nie była by moją żoną.
Wszędzie ciemność. Nagle zauważyłem światło. Skierowałem się do niego. Biegłem. Stała w nim postać.
- Mama..?- roztrzęsiony się zapytałem.
- Tak skarbię. Chodź usiądź porozmawiajmy - powiedziała jak zawsze swoim miłym i ciepłym głosem.
Usiadłem obok niej.
- No Justin. Powiedz mi jak się czujesz?
- Gdzie jest Amy? Gdzie ja jestem? To jest miejsce jak czyściec?
- Spokojnie Justin - pocałowała mnie w policzek - posłuchaj mnie. Dużo straciłeś. Ale czy było warto dla Amy?
- Było warto. Wiesz co ona jako jedyna mnie kocha. Była przy mnie nawet jeżeli popełniłem błąd. - nerwowo oblizałem usta. - Kocham ją.
Zamrugałem, ale mamy już nie było Usłyszałem tylko głos przy moim uchu. "Odnajdź ją" Bez zastanowienia zacząłem iść przed siebie. Rozglądałem się dookoła. Zaczęły się pojawiać osoby, które zabiłem. Ignorowałem je chociaż mówiły. że mi wybaczyły. Szukałem Amy. Nigdzie jej nie było. Rozglądałem się, ale to na nic. W końcu doszedłem do skraju. Usłyszałem ciche krzyknięcie "Justin" Odwróciłem się i to była Amy. Chciałem do niej podejść. Podbiegłem do niej i wyciągnąłem do niej rękę. Nie podała mi swojej.
- Amy..? - zapytałem się jej. A ona szyderczo się uśmiechnęła. Jej twarz się szybko zmieniła. Stała się... demonem. Następnie nastała ciemność...
~***~
Otworzyłem oczy. Szybko je zamknąłem, bo oślepiało mnie światło lamp. Otworzyłem je jeszcze raz. Tym razem udało mi się zobaczyć, że jestem w szpitalnym pokoju. Przy mojej prawej ręce znajdował się mały monitor na którym widziałem bicie swojego serca. Kroplówka oraz szafka na której nic nie leżało. No może oprócz dzisiejszej gazety. Dotknąłem ręką swojego brzucha. W miejscu gdzie dostałem kulkę był bandaż. Zabolało mnie kiedy dotknąłem tego miejsca. Jęknąłem z bólu. Usiadłem na łóżku. Bardzo powoli. W końcu spojrzałem w lewo. Moje serce przyspieszyło. Leżała tam Amy. Była w śpiączce. Miała w sobie w rurki. Kolor jej skóry był tak blady jak ściana. Chwyciłem jej rękę. Całe szczęście udało mi się jej dosięgnąć.
- Shhhhh Shawty jestem tutaj - powiedziałem. Spłynęła mi łza po policzku. Szybko ją wytarłem. W tamtej chwili do pokoju wszedł lekarz.
- No widzę, że się ocknąłeś Panie Bieber. - chrząknął.
- Tak. Dobrze Pan widzi.. Co z nią jest? - zimnym głosem odpowiedziałem w jego stronę.
- Śpi. Jest w śpiączce. Za najdłużej tydzień może się wybudzić. - podpisał coś na mojej karcie. Nie odpowiedziałem.
- Jej mama jest już w drodze - wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
- Zajebiście... - powiedziałem przeczesując włosy. Spojrzałem się na nią. Nadal miała na sobie pierścionek. Uspokoiło mnie to, bo to oznaczało, że nadal jest moja. Bardzo powoli wstałem z łóżka. Z każdym ruchem czułem coraz większy ból w okolicach rany. Wziąłem parę oddechu i podszedłem do Amy. Pocałowałem ją w czoło. Założyłem na siebie czarny szlafrok oraz ful capa. Kiedy otworzyłem drzwi stała w nich Mama Amy.
- Justin - powiedziała to tak chłodnym głosem, że przeszedł mnie dreszcz. Uśmiechnąłem się.
- Dzień dobry - powiedziałem unikając jej spojrzenia.
~***~
Musiało w końcu dojść do tej rozmowy. Nie mogłem jej uniknąć.
- A więc Justin... To jest teraz twoja żona? - wzięła łyk kawy.
- Tak to jest moja żona. - parchnąłem pokazując jej obrączkę. Zasmuciła się.
- Kochasz ją?
- Jak nikogo innego. - bez wahania odpowiedziałem. -Jest ze mną bezpieczna może Pani w to uwierzyć. Tylko czasami mam wrażenie, że ona mnie nie kocha.
- Oh. Możemy to sprawdzić. chcesz? - uśmiechnęła się.
- Zależy jakim kosztem.
I oto tak przedstawiła mi swój plan. Chodziło w nim o to, że ja wyniosę się z pokoju i kiedy ona się obudzi wmówimy jej, że ja nie istnieję. Że to wszystko jej się śniło. Nie za bardzo mi się to podobało. Ale zgodziłem się.
Przenieśli mnie zastępczo do pokoju obok. Każdej nocy odwiedzałem Amy. Całowałem ją w czoło modląc się, żeby się wybudziła.
Pewnego dnia obudziła mnie moja teściowa.
- Obudziła się. - kiedy tylko to powiedziała, szybko wstałem i skierowałem się do jej pokoju. Uchyliła mi drzwi i stałem w nich słuchając rozmowę.
~***~
OCZAMI AMY
- Hej słonko - zobaczyłam moją mamę. Myślałam, że jak wrócę zza światów to obudzę się obok Justina.
- Hej.. Mamo? - powiedziałam niepewnie. - Gdzie jest Justin?
- Jaki Justin kochanie? O kim ty do cholery mówisz? - powiedziała dziwnie się na mnie patrząc.
- No Justin mój mąż. Mój ukochany. - Pokazałam jej obrączkę.
- Kochanie jesteś od 2 miesięcy w śpiączce. - zamurowało mnie.
- Nie... - szepnęłam. Nastała ciemność.
~***~
OCZAMI JUSTINA
Kiedy tylko usłyszałem jak mama woła lekarza wbiegłem do sali.
- Co się stało?
- Zasłabła - odpowiedziała.
- Mówiłem, że to zły pomysł! Ale ty musisz być mądrzejsza! - krzyknąłem jej w twarz.
- Justin uspokój się! Jesteś teraz w mojej rodzinie czy tego chcesz czy nie!
- Raczej Amy jest w mojej! - lekarz stał w drzwiach i rozsunął nas od siebie. Zabił bym ją gdybym miał czym.
- Już spokój. - lekarz podszedł do Amy wybudzając ją. Mama została wyproszona z pokoju i zostałem sam na sam z Amy.
-Justin..? - powiedziała tak delikatnie, że dostałem gęsiej skórki.
- Tak kochanie to ja Shawty
Zaczęła płakać.
- Shhh kochanie nie martw się wszystko jest dobrze - pocałowałem ją w usta. Były suche. Odwodnione. Spragnione moich ust.
- Kocham cię - powiedziałem odrywając się od niej.
- Ja ciebie też - jęknęła gdyż poruszyła ręką w którą dostała. Uciszyłem ją pocałunkami.
Przenieśli mnie z powrotem do sali. Złączyli nasze łóżka tak żebyśmy mogli spać razem.
Kiedy jej mama wróciła do domu i pogodziła się z faktem, że Amy jest moja w końcu mogłem odetchnąć.
- Twoja mama jest trochę
- Wkurzająca. Wiem.
- Wow Shawty jesteś szybka - pocałowałem ją w rękę. - Idź spać kochanie błagam
- Opowiedz mi bajkę proszę. Na dobranoc - słodko westchnęła. Nie mogłem odmówić.
- Dobrze...Hm... A więc była sobie raz piękna dziewczyna o imieniu Amy - objąłem ją w pasie
- Justin...
- Shh. Nie przerywaj. A więc była bardzo piękna. Pewnego razu przypadkiem spotkała dziwnego chłopaka o imieniu Justin. Nie wiedziała, że czeka ich piękna i długa przyszłość. Z każdym dniem ona zaczęła go poznawać coraz bardziej i głębiej. Chłopak bardzo się bał, że go zostawi jak się dowie prawdy o nim. A jednak nie zostawiła go. Zakochała się w nim w jego pięknej klacie włosach - zaczęła się śmiać. - Ale także za charakter. Obiecał jej, że nigdy jej nie zostawi i do dziś dotrzymał słowa. Jest z nią. Tu i teraz. I będzie aż do śmierci. Mieli wspaniały dom. Przyjaciół. Wszystko co chcieli. Pewnego razu chłopak mocno ją zranił. Ale błagał o wybaczenie. W końcu wspaniała księżniczka wybaczyła mu. I ofiarowała mu swoje życie. Jako okazanie swojego zaufania. Od tamtego czasu nawet śmierć ich nie rozłączy.  - Amy odwróciła się do mnie i pocałowała mnie w usta. Włożyła swoje nogi pomiędzy moje. Z całej siły objąłem ją w ramionach. Całowała mnie tak mocno, że nie mogliśmy przerwać.
- Ughm? - usłyszeliśmy głos lekarki. - Gołąbki pora spać. No już. - zgasiła nam światło, a ja z Amy zaczęliśmy się śmiać.
- Kocham cię Justin...
-  Ja ciebie bardziej. - pocałowałem ją w szyję po czym ona zasnęła. Wpatrywałem się w nią jak w obrazek. Była moja. Cała moja. Na zawszę.
~***~

OCZAMI AMY
Kiedy rano obudziłam się w objęciach Justina czułam szczęście. Ramię strasznie mnie bolało, Ale dotyk Jusa trochę go amortyzował. Gdy się do niego odwróciłam zauważyłam, że jeszcze spał. Uśmiech pokazał się na mojej twarzy.
- Dzień dobry kochanie - potarłam kciukiem po jego policzku. - Wstawaj śpiochu.
Jęknął. Z tego co zrozumiałam zapytał się mnie która godzina.
- 11.30 kochanie - odpowiedziałam, a on gdy to usłyszał zrobił wielkie oczy.
- Wpół do 12? Naprawdę aż tyle przespaliśmy?
- Mamy do tego prawo kochanie. - pocałowałam go w nos. Uśmiechnął się.
Dziwne jest to, jak nasza miłość była toksyczna. Ale wszyscy wiedzieli, że nic nie rozłączy. Śmierć próbowała, ale jak widać na nic.
Poczułam mdłości.
- Idę się odświeżyć. Też bym tobie radziła - wstałam wysyłając mu buziaka. Szybkim krokiem skierowałam się do łazienki. Zwymiotowałam. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Wyglądałam koszmarnie. Co gorsza Justin mnie widział. Wzięłam parę głębokich wdechów i umyłam zęby.
Gdy moje ciało wyglądało już trochę lepiej wróciłam do pokoiku. Dopiero teraz zauważyłam, że ma on widok na piękny ogród. Justina jeszcze nie było. Wytrzepałam pościel. Sprawiło mi to lekki kłopot, gdyż rana cholernie bolała. Kiedy oba łóżka były zrobione Justin wszedł do środka.
- No no Shawty - objął mnie w pasie - posprzątałaś - pocałował mnie w szyję.
- Tak kochanie. Musiałam.
- Wszystko z tobą dobrze? - obrócił mnie do siebie.
- Tak pewnie wszystko dobrze. Mam do ciebie prośbę... Zaśpiewaj mi. - iskra przebrnęła przez jego oko
- Mam ci zaśpiewać? Nie ma sprawy - pokazał ręką na łóżko i posadził mnie tam. Wziął krzesło i usiadł przede mną.
I zaczął specjalny koncert. Jak zawsze zaśpiewał naszą piosenkę.
- AS LONG AS YOU LOLOLOLOLOLOLOLOLOLO LOVE ME... - skończył.
- Tak długo jak mnie kochasz. - spłynęła mi łza po policzku. Podszedł do mnie i wytarł ją.
- Czyli na zawsze - pocałował mnie. Położyłam swoje nogi na nim i wtuliłam się w niego jak małe dziecko.
Chce z nim spędzić resztę życia. Jako nierozłączne małżeństwo. On jest mój cały mój.
Nigdy nie myślałam, że tak będzie wyglądać moje życie. Że zostanę żoną chłopaka, którego praktycznie nie znam.. ale go kocham. Leże w szpitalu z nim obok. Kocham go ponad życie - co daje mi jeszcze większe wzniesienie w górę.
Przez dłuższy okres czasu czułam mdłości. Wymiotowałam Jadłam coraz mniej. W końcu poszłam do doktora
- Ale panie doktorze to nie jest możliwe! - krzyczałam na cały jego pokój.
- Pani Bieber. Proszę się uspokoić. Przykro mi, ale to prawda. Musi się z tym pani pogodzić. - chrząknął. - poinformować pani
- NIE! On się nie może dowiedzieć! To znaczy musi ale nie teraz! - jęknęłam. Wzięłam parę oddechów i wyszłam z jego gabinetu.
Myśli w mojej głowie plątały się w tą i w drugą stronę. Przecież to nie mogło być możliwe!
- Wszystko dobrze Sweety? - zapytał się mnie gdy tylko weszłam do środka.
Przygryzłam policzek.
- Tak wszystko w jak najlepszym ... porządku. - uśmiechnęłam się. Chociaż tak naprawdę chciało mi się płakać.
- To dobrze. Patrz co ci kupiłem - wyciągnął z kieszeni brązowe pudełeczko i otworzył.
W środku znajdował się naszyjnik z napisem Amstin
- Amstin? - zapytałam się go głupio się patrząc.
- Mhm. Amy i Justin no czyli Amstin - uśmiechnął się zakładając mi wisiorek na szyję.
- No ładny dziękuje kochanie, ale za co to? - przytuliłam go. Poczułam jego dłonie w pasie
- Wynagrodzenie tego wszystkiego. Teraz ci obiecuje, że będziemy szczęśliwą rodziną... z dzieckiem.
Przeszyło mnie. Żołądek się skurczył.
- Jak.. Jak to z dzieckiem.? - zapytałam się go łapczywie wdychając powietrze.
- Żartuje kochanie - pocałował mnie w czoło - na wszystko będzie pora.
Jasne na wszystko będzie pora...- pomyślałam.
~***~
OCZAMI JUSTINA

Moja mała księżniczka była nie w sosie. Czułem to od środka. Mogła udawać, że wszystko jest dobrze, ale ja wiedziałem, że nie jest.
Kiedy nasze leczenie dobiegło końca oboje spakowaliśmy się w torbę. W pewnej chwili Amu usiadła na łóżko.
- Co jest Amy? - podszedłem do niej i uklęknąłem przed nią. Złapałam ją za rękę i pocałowałem w nią.
- Nic Justin.. Po prostu trochę się źle czuje - odpowiedziała całując mnie w czoło - zaraz pójdę do doktora i on coś mi da jakieś lekarstwa no wiesz...
- Pewnie kochanie, ale od dłuższego czas już się tak źle czujesz. Ukrywasz coś przede mną?
Spojrzała się na mnie ostrzegawczo.
- Nie nie ukrywam...  raczej - pocałowała mnie w usta. - możemy już jechać do naszego nowego domu?
- Oczywiście słońce. - chwyciłem torbę i skierowałem się do auta, a ona w tym czasie poszła do doktora.
Usiadłem i czekałem na nią w końcu przyszła i wsiadła do środka.
- Jedziemy? - zapytałem zakładając okulary.
- Jedziemy. - chwyciła mnie za rękę i pojechałem.
Nie jechaliśmy za długo. Denerwowała się, ale nie wiem czym.
Gdy w końcu dojechaliśmy do naszego nowego domu uśmiechnęła się.
- Wow Justin! Jak tutaj pięknie! - uśmiechała się jak szalona.
- Wiem Shawty. Dla ciebie wszystko - pocałowałem ją w szyje. Wyciągnąłem ją z auta i wziąłem na ręce. Wniosłem ją do środka i usłyszałem ciche westchniecie.
- Podoba ci się ... - ściągnąłem z niej ramiączko całując ją w usta.
- Bardzo.. - szepnęła i rzuciła się na mnie dając mi gorące pocałunki. Przyparłem ją do ściany i mocno całowałem. Moje ręce jeździły po jej całym ciele a ona cicho westchnęła... seksownie.
~***~
OCZAMI AMY

Dom był piękny. Znajdował się na plaży był mały biały i skromny. Na drzwiach było napisane Justin i Amy. Pocałunki Justina rozpływały się po moim ciele. Stawały się coraz cieplejsze...
- Justin... przestań... - szepnęłam zabierając jego ręce z mojego ciała - chodź na spacer.
Pocałował mnie w nos. To było bardzo urocze.
Poszliśmy na wysoką górę. Niebo było całe w gwiazdach, a w plecy wiał przyjemny letni wiaterek.
- Justin? - złapałam go za rękę.
- Tak Shawty? - popatrzył się na mnie.
- Muszę ci coś powiedzieć... - moje serce zaczęło bardzo szybko bić. Tętno przyspieszyło, a w głowie mętlik słów.
- Słucham cie kochanie. - pocałował mnie w czoło
- Justin zawsze przy mnie będziesz?
- Zawszę.
Wzięłam parę głębokich oddechów.
- Jestem...Jestem...W ciąży.
Jego oczy zrobiły się szerokie, a na twarzy pojawił się uśmiech. Szeroki uśmiech. Po twarzy zaczęły mu spływać łzy radości... tak jak i mi. Kocham go i zawsze będę...
______________________________________CIĄG DALSZY NASTĄPI _____ 
KAŻDY SOBIE TERAZ POMYŚLI ONI BĘDĄ SZCZĘŚLIWI BĘDĄ SIĘ KOCHAĆ BĘDĄ MIEĆ DZIECI HAPPY END! NIE. NIE WSZYSTKO MOŻE UJŚĆ NA SUCHO, ALBOWIEM JUSTIN MA SWOJE MROCZNE TAJEMNICE. JESZCZE GORSZE NIŻ DOTYCHCZAS... As long as you love me vol.2 ! jako mój nowy blog zacznie się w czerwcu. Całuje was. kocham was. /Alex

piątek, 10 maja 2013

CZĘŚĆ 18 (Przed ostatnia )


OCZAMI JUSTINA.
Nie wiedziałem co mam robić. Totalna pustka. Mój umysł został przechytrzony. Jedyne o czym myślałem było bezpieczeństwo Amy. Modliłem się, żeby Marry dobrze jej pilnowała. Strzały nagle umilkły. Zapanowała głucha cisza. Bałem się. Powoli wyszedłem zza biurka rozglądając się dookoła. Nikogo nie widziałem. Wstałem i skierowałem się na piętro. Też pusto. 
- Adam wyłaź do cholery! - wtedy usłyszałem strzał. Brakowało centymetrów,abym już nie żył. Odwróciłem się i zacząłem strzelać. Adam stał w tak niezręcznej pozycji, że nie mógłbym wygrać. Strzeliłem do niego parę razy trafiając go w kolano. Upadł na ziemię i krzyczał z bólu. 
Podszedłem do niego trochę bliżej przyglądając się.
- I widzisz Adam? Kto zawsze wygrywa? - oblizałem usta.
- Na pewno nie ty Justin... Na pewno nie ty. - powiedział po czym kopnąłem go w brzuch. Był nieprzytomny. Zaniosłem jego ciało do piwnicy. Przywiązałem go do krzesła i czekałem aż się obudzi. W tym czasie przygotowałem parę "przydatnych" rzeczy. Kiedy otworzył swoje oczy widziałem w nich czysty ból.
- Bieber- szepnął 
- Tak to ja - wstałem i podszedłem do niego.Chwilę przyglądałem się jemu. Krwawił. Musiałem długo się powstrzymywać, aby go nie zabić kiedy był nieprzytomny. 
Przysunąłem krzesło i usiadłem naprzeciw niego. 
- Słuchaj Adam...- odblokowałem broń- Zauważyłeś, że teraz wszyscy chcą zabrać mi to, co jest dla mnie najważniejsze? Że teraz każdy chce odebrać mi Amy? 
- Jasne - odparł plując krwią.
- Słucham. Masz 5 minut. A jeżeli nie to zobaczymy się po drugiej stronie. Oczywiście tym razem to TY  na mnie poczekasz, a nie jak ja zawszę na ciebie. 
- Oh Justin Justin... Nagle znalazłeś swój cel w życiu. Chronienie tej AMY. Nie widzisz, że ona jest nikim? Nie martw się jeżeli nie ja ją zabije lub coś innego to inni to zrobią. Nie masz czystej karty Bieber. Oboje o tym wiemy. A do tego dorzuciłeś sprawę z tą dziw...
- Co powidziałeś!? - wstałem i przyłożyłem mu pistolet do skroni.
- O tak Justin. Dobrze usłyszałeś - zaczął się śmiać. Nie mogłem tego słuchać. Wstałem i z odległości 5 metrów strzeliłem mu w serce. Zgon na miejscu. Rzuciłem broń na ziemię i bezwładnie opadłem na podłogę. Usiadłem opierając swoje ręce o głowę. 
'Jesteś potworem" "Nigdy się nie zmienisz" Dobrze usłyszałeś - mój umysł wariował. Nie mogłem się skupić. Nagle mój telefon zadzwonił. 
- Słucham? - powiedziałem ze złością w głosie. 
- Hej kochanie... Tu Am. Wszystko dobrze? Za ile wrócisz? - usłyszałem melodyjny głos Amy. Uspokoił mnie. Wziąłem parę głębokich wdechów. 
- Będę za godzinkę Shawty. Przygotuj coś do jedzenia, bo umieram z głodu. - uśmiechnąłem się gdyż tak naprawdę umierałem ze złości.
- Jasne będę czekać.Kocham cię 
- Ja ciebie też - rozłączyła się. Z ulgą westchnąłem. Musiałem się brać do roboty, gdyż miałem tylko godzinę aby pozbyć się ciała i posprzątać to całe zamieszanie. 

OCZAMI AMY 
Gdy tylko usłyszałam głos Justina wiedziałam, że coś jest nie tak. Miałam zamiar porozmawiać z nim jak wróci. 
Marry pomogła mi zrobić kolację. Ugotowałyśmy rybę oraz warzywa. Następnie poszła już do siebie i zostałam sama. W domu panował przyjemny chłód. Rozsiadłam się na kanapie czekając na Biebera. Minęła godzina. Jeszcze go nie było. Druga, Trzecia,Czwarta. 
Zaczęłam się martwić. Ale wciągnął mnie już sen.
Był on dość dziwny. Siedziałam w domu. Justin stał tam, ale mnie nie widział. Byłam niewidoczna. Nagle ktoś wszedł do domu. Justin tego nie słyszał. Osoba wyciągnęła broń. Krzyczałam do niego, ale na próżno. Justin już nie żył. 
Obudziłam się. Leżałam na nogach Justina. Cała byłam spocona i się trzęsłam. 
- Shhh kochanie jestem tu... - szepnął mi do ucha całując w rękę. 
- Justin... Śniło mi się coś... 
- Strasznego. Wiem. Krzyczałaś moje imię. Żebym się odwrócił i tak dalej - westchnął - Amy... co ci się śniło?
- Śniło mi się, że ktoś tutaj wszedł i cie.. zabił. - popatrzył się na mnie tak jakbym mu powiedziała, że odchodzę
- Że co słucham? 
- No tak. No znaczy.. to było straszne - przeciągnęłam się. Justin opatulił mnie swoimi ramionami przez co byłam w jego uścisku. Oddychał nie równo. Bał się.
- Shawty nie bój się. Oboje jesteśmy bezpieczni wiesz o tym? Póki jestem przy tobie nic ci nie grozi..
- Serio? Porwano mnie, okaleczono, a teraz chcą mnie posłać do więzienia! - wyrwałam się z jego uścisku. 
- Amy o co ci teraz do cholery chodzi?! - wstał i zaczął krzyczeć. Widziałam jego furię. Bałam się, bo mógł mnie zabić.Odeszłam od niego. Cofałam się tak, a on szedł przede mną. W końcu trafiłam na ścianę. Justin stał tak blisko mnie, że czułam jego oddech na mojej szyi. Mój puls bił strasznie szybko. Czułam, że zaraz stracę grunt pod nogami.
- Boisz się, że cię skrzywdzę? - szepnął mi do ucha. Skutkiem tego dostałam dreszczy. Zamilkłam. Staliśmy tak przez 10 minut. Patrzyłam się na jego usta. Całe drżały. W końcu pocałowałam go. Nasze wargi przykleiły się do siebie. Czułam jego dłonie na moich bokach. Nie chciałam go stracić. Nie mogła bym. Nie umiałabym.
- Justin...?- zapytałam się cichym głosem.
- Tak kochanie...? - musnął mój policzek.
- Kochasz mnie?
- Jak nikogo innego
- A gdybym odeszła?
- Nie pozwolił bym ci. Nigdy. - powiedział widziałam w jego oku łzę.
- A gdybyś jednak - przerwał mi całując moje usta. Może i tak będzie lepiej. Może...

OCZAMI JUSTINA.

- Boisz się czegoś - powiedziała delikatnie. Stanęła na palcach, aby mówić do mnie na moim poziomie. - Widzę to w twoich oczach kochanie. Poznała po mnie, że się boję. Nie mogłem jej powiedzieć prawdy. Odeszła by ode mnie.
- Tak boję się... - niechętnie powiedziałem.
- Ohohoho Justin Bieber boi się czegoś- zaczęła się śmiać.
- Tak boję się czegoś Pani Bieber. Boję się, że ciebie stracę. - zapanowała cisza. Było tak cicho, że słyszałem bicie swojego serca.
- Nigdy mnie nie stracisz obiecuje. - powiedziała całując mnie w policzek.
W środku poczułem mieszane uczucie. Szczęście? Strach? Nie wiem jak można to nazwać.
Zaniosłem swoją księżniczkę do łóżka. A ona posłusznie poszła spać. Ja jakoś nie miałem ochoty. Kiedy tylko zasnęła wstałem i skierowałem się go ogrodu. Niebo było całe w gwiazdach. Letni wiatr wiał mi w twarz. Przed wczoraj zauważyłem coś niepokojącego. Parę osób obserwowało nasz dom. Nie miałem zielonego pojęcia o co mogło chodzić. Tak czy siak czułem, że muszę się szykować. Że stanie się coś niedobrego. Przetarłem swoje czoło i usiadłem na ziemi. Dopiero teraz sobie uświadomiłem co zrobiłem. Zabiłem najlepszego kumpla. Zostałem sam. J.Z nie żyje. Tak samo jak reszta. Nie mogę ufać Marry. Po prostu nie umiem. Czułem w niej gniew który został po zerwaniu.
Letnią cisze przerwało ciche słowo dochodzące z sypialni. Dokładnie usłyszałem słowo Justin.
-JUSTIN! - krzyknęła Amy drugi raz.
Ile miałem sił w nogach przybiegłem do niej. Siedziała na skraju łóżka Trzymała w ręku dwa kamienie,które uszkodziły naszą szybę. Dokładnie widziałem na nich napis: OBOJE JESTEŚCIE TRUPAMI. CZAS NA STARE RACHUNKI BIEBER.
Przeraziłem się. Czas zatrzymał się. Przed oczami przeleciało mi moje całe życie. Czułem wszędzie zimny pot. Chwyciłem Amy do ręki
- Pakuj się. W tej chwili. - pokiwała głową.
Zbiegłem na dół do piwnicy. Wyciągnąłem broń. Jak najwięcej się dało. Wszystko wyniosłem na górę. Shawty stała już z torbą na ramieniu. Wtedy usłyszałem pukanie do drzwi. Rzuciłem ją broń sam ją biorąc. Podszedłem do drzwi. I wtedy coś mnie wywróciło z równowagi. NASTAŁA CIEMNOŚĆ.

OCZAMI AMY
Justin leżał nieprzytomny na ziemi. Do domu wkroczyła grupka nieznajomych mi osób. Mieli na twarzach maski. Od razu bez wahania zaczęłam strzelać do nich. Zabiłam dwójkę, która chciała zabrać Justina. Podbiegłam do niego.
- JUSTIN WSTAWAJ MUSIMY IŚĆ'! - krzyczałam.  Nie reagował. Nie wiedziałam co robić. Podniosłam go i wtedy się ocknął
- JUSTIN BIEGNIJ UCIEKAJMY! -krzyczałam ciągnąc go za rękę.
- Shawty? - powiedział cicho i zobaczyłam, że przykłada rękę do brzucha... gdyż krwawi.
Zamurowało mnie. Wtedy poczułam ból w łopatce. Dostałam. Ostatnie to co widziałam był Justin który tracił przytomność...
Wszędzie było ciemno. Straciłam słuch. Krwawiłam. Na chwilę otworzyłam oczy. Zobaczyłam nieprzytomnego Justina. Podciągnęłam się do niego i złapałam go za rękę... NASTAŁA CIEMNOŚĆ.
___________________________________________-
PRZED OSTATNIA CZĘŚĆ. I CO JAK WAM SIĘ PODOBA? pisać nowe opowiadanie po ALAYM? : ) czekam na komenty! Buziaki do wtorku lub niedzieli:*/Alex

poniedziałek, 6 maja 2013

CZĘŚĆ 17.

OCZAMI JUSTINA.
Nie wiedziałem co mam robić. Ale musiałem zapewnić bezpieczeństwo Amy. Bez zastanowienia kazałem jej zostać samej w domu i pojechałem w miejsce, gdzie znaleziono jego ciało.
Kiedy tylko tam dotarłem poczułem zapach... śmierci jeżeli można to tak ująć. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do przyjaciela z Kalifornii, który miał wtyki.
- Halo Adam? - zapytałem się patrząc na swój złoty zegarek.
- Słucham Cię Justin.
- Dziś 20 na plaży w naszym miejscu - zgodził się po czym się rozłączyłem. Wsiadłem do swojego auta i skierowałem się na wybrane przeze mnie miejsce. Czekałem na niego. Jak zawsze musiał się spóźnić.
- Chcesz broń, kokę czy coś innego? - zapytał pocierając swoje czoło. Było widać, że biegł, gdyż jego klata piersiowa nie poruszała się w równym tempie.
- Dzisiaj coś innego - wyrzuciłem papierosa - Musisz włamać się do systemu. Kojarzysz sprawę z Danielem? Moja żona go zabiła. Musisz zrobić wszystko, aby spadło do na J.Z rozumiesz? - powiedziałem wyciągając pliczek z dolarami.
- Od kiedy ty masz żonę? - zapytał się zszokowany - Ktoś w ogóle cię chciał? - powiedział. Rzuciłem się na niego. Jednym ruchem powaliłem na ziemię przyciskając do głowy spluwę.
- Słuchaj.. Kto ci uratował tyłek przed Nathanem? Hmn?! JA! Więc bierz grzecznie kasę i rób to co należy do ciebie!- uderzyłem go pięścią w twarz. Rzuciłem w jego stronę pieniędzmi, wsiadłem do auta i odjechałem nie patrząc czy wstał.
Zdenerwował mnie. Czułem pulsowanie w mojej głowie. Lekko przetarłem swoje spocone czoło i skierowałem się do Amy. Jednym ruchem otworzyłem drzwi i zobaczyłem siedzącą Amy na kanapie.
- Hej Shawty - powiedziałem łapiąc ją za szyję od tyłu. Przestraszyła się i wydała z siebie cichy krzyk.
- Justin! Nie rób tak więcej rozumiesz?! - powiedziała odkładając swój telefon na bok - I co załatwiłeś?
- Za parę dni będziesz mogła spokojnie wyjść z domu - pocałowałem ją w szyję.
- No dobrze, ale niby się pokłóciliśmy prawda? Więc gdzie ja się udałam niby? - usiadła przede mną.
- Kochanie nie martw się. Powiemy, że poszłaś do Marry. Mojej przyjaciółki z dawnych lat. - bez spięcia odpowiedziałem starając się rozluźnić atmosferę. Widziałem, że się uspokoiła. Ucieszyło mnie to, jakbym wygrał w totka.
- Poczekaj tu na mnie. - pocałowałem ją w czoło i skierowałem się do swojego. ZARAZ naszego pokoju. Otworzyłem mosiężną półkę i wyciągnąłem z niej film.
'TITANIC' - przeczytałem na głos i chwytając koc poszedłem na dół.
- Shawty dzisiaj sobie to oglądniemy - podałem jej płytę i poprosiłem ją,aby wszystko włączyła. Ja w tym czasie zrobiłem dla niej zdrową przekąskę, a dla siebie popcorn. Zaniosłem wszystko i postawiłem obok nas. Rozłożyłem kanapę i zaczęło się oglądanie filmu. Tak naprawdę tylko połowy, bo wiecie... Była taka seksowna.
*
OCZAMI AMY.
Nienawidzę Tytanic'a, ale nie powiedziałam tego Jusowi. Kiedy leżeliśmy razem pod kocem słyszałam tylko jego ciężki oddech oraz mruczenie. Był zadowolony. Najwidoczniej myślał, że spałam. Całą tą sytuacje przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegar. 3.45? I ktoś o tej porze dzwoni?
Poczułam jak jego ciało odrywa się od mojego przez co zrobiło mi się zimno. Kątem oka zauważyłam jak zakłada spodnie i okrywa mnie kocem. Następnie słyszałam ciche kroki do drzwi.
- Co jest Adam? - usłyszałam poważny głos Justina. Czułam, że chodziło o coś poważnego.
- Słuchaj Bieber nic się nie da zrobić. Tak czy siak wszyscy już wiedzą, że ona go zabiła - powiedział. Usłyszałam jakby ktoś uderzył ręką w ścianę.
- Da się coś zrobić. Zapłacę ci każdą cenę, ale zwal winę na kogoś innego!
Potem usłyszałam jak ten cały Adam mówi cenę 100 tysięcy dolarów, a Justin mu je po prostu dał. Kiedy miał już do mnie wracać coś szepnął do Adama. Usłyszałam tylko : Jeżeli... zrobisz...zginiesz.. Dla mnie nie miało to sensu więc próbowałam o tym nie myśleć. Justin poszedł do kuchni. Robił sobie kawę czy coś. Nie mogłam tak bezczynnie leżeć więc ubrałam jego koszulkę i poszłam do niego.
- Justin... Ja... wszystko słyszałam. - powiedziałam. Przetarł swoje oczy i przysunął się do mnie wtulając moje ciało w jego.
- Amy.. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze rozumiesz? Jutro o 12 przyjedzie do nas policja,aby cię przesłuchać. Obiecaj mi, że będziesz naturalna i "dobrze wychowana" - powiedział ścierając moją łzę z policzka. Obiecałam mu. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Zauważyłam, że coś jest nie tak z jego postrzeloną ręką.
- Jus kiedy zmieniałeś opatrunek? - zapytałam się z przerażeniem.
- Wczoraj, a co? - odpowiedział bez uczuć. Bez wahania podeszłam do niego i zaczęłam odwijać bandaż. Jego blizna była cała fioletowa. Tak nie powinno być. Zdenerwowałam się.
- Justin okłamałeś mnie. Nie zmieniałeś tego cholernego opatrunku - powiedziałam z oburzeniem.
- Może może nie.
W tym momencie pociągnęłam go do łazienki. Kazałam mu przemyć dokładnie skórę, po czym posmarowałam mu ją maścią. Bolało go najmniejsze dotkniecie. Ze spokojem bandażowałam jego rękę.
- Karma jest suką. - powiedziałam wyrzucając bandaż.
Justin pociągnął mnie za rękę. Podał mi czarny dres z szafki i kazał mi się ubrać. Zrobił to samo.
- Justin jest 4:30 i normalni ludzie śpią - powiedziałam i zaczęłam marudzić.
- Właśnie. Normalni - powiedział i skierowaliśmy się do drzwi wyjściowych. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły Jus zaczął biec. Bieganie o 4.45? ZAWSZE OKEJ. Nie miałam wyboru i pobiegłam za nim. Niestety był o wiele szybszy niż ja. Musiałam się nieźle namęczyć, aby go dogonić.
- Co Shawty brak kondycji? Jeżeli chcesz stać się kimś ważnym w gangu musisz przewyższać innych! - krzyknął i pobiegł dalej. Nie wiem co się wtedy stało, ale dostałam przypływu energii. Poczułam jak moje nogi przyśpieszają i biegną w tempie Justina. Zaczął się uśmiechać i złapał mnie za rękę. Biegliśmy tak razem przez 15 minut. Czułam ze zmęczenia smak krwi w ustach. Na szczęście cały maraton skończył się. Gdyż droga się skończyła. On stał i spokojnie oddychał, a ja leżałam na ziemi i ciężko wdychałam powietrze.
- No no Shawty nieźle jak na pierwszy raz - zaczął się śmiać i podniósł mnie. Zasłonił mi oczy i skierował trochę w górę.
- Gotowa? - powiedział i odsłonił mi oczy. Zobaczyłam całe miasto. I piękne wschodzące słońce. Zaparło mi wdech w piersi.
- Kocham cię.. - powiedziałam. Usłyszałam "Ja ciebie bardziej" i pozwoliłam sobie delektować się pięknym widokiem.
Siedzieliśmy tak na tej górce do 6:50. Następnie wolnym krokiem wróciliśmy razem do domu.
*
Po powrocie pozwoliłam moim mięśniom odpocząć. Zapuściłam się w nowej łazience, odkręciłam wodę i wlałam cytrynowy płyn no kąpieli. Kiedy tylko wanna została napełniona wodą oraz masą piany delikatnie weszłam do środka. Odetchnęłam czując jak moje mięśnie w końcu się rozluźniają. Zanurzyłam głowę pod wodę i siedziałam tak z parę minut. Obudziło mnie do życia głośne pukanie do drzwi oraz otworzenie się ich. Wynurzyłam się i zobaczyłam Justina. Miał na sobie Białą koszulkę oraz luźne spodnie khaki.
- Shawty, może ci przeszkadzam? - zapytał się swoim uroczym głosem przygryzając wargę. Szybkim ruchem zgarnęłam pianę i zakryłam swoje ciało.
- Justin jak widzisz, właśnie odpoczywam po twoim treningu. Czego ode mnie chcesz? - przeleciałam po nim zimnym wzrokiem.
- O 10 przychodzi Marry, żebyście się poznały no i chodzi tu o ogólną wersją zdarzeń. Więc proszę bądź miła - chrząknął - a co do czego masz piękne ciało - puścił mi oko i zamknął drzwi. Wydusiłam z siebie cichy krzyk i zanurkowałam z powrotem pod wodę.

OCZAMI JUSTINA.
Żartując zamknąłem drzwi i usłyszałem ciche krzyknięcie Amy. Rozbawiło mnie to. Przeczesałem swoje włosy schodząc po schodach do kuchni. Nie miałem ochoty jeść. Ale moja księżniczka na pewno ucieszy się na widok "zdrowego jedzenia" po treningu. Otworzyłem lodówkę. Jej zawartość była średnia, ale można było coś z tego wszystkiego zrobić. Wyciągnąłem wszystkie owoce i zacząłem bawić się w mistrza kuchni. Skończyło się na rozciętym palcu. Zabawnie prawda? Głowa gangu, a nie umie kroić owoców.
Ułożyłem wszystko na białym talerzu w kształcie serca i czekałam aż Shawty wyjdzie z kąpieli. Kiedy wreszcie księżniczka raczyła wyjść z łazienki wysuszona i ubrana zawołałem ją na dół.
- kochanie zejdź na śniadanie ! - krzyknąłem. Usłyszała to, słuchając nadchodzących kroków.
- Co tak wolno? - popatrzyłem się na nią z uśmiechem. Wiedziałem, że nasz poranny trening ją zmęczy - właśnie o to mi chodziło.
- Jezus Maria Justin przestań to nie jest zabawne - włożyła kosmyk włosów za ucho. Podałem jej śniadanie. Ucieszyła się, ale bardzo powoli je jadła. Tak wolno, że w tym czasie zdążyłem posprzątać w kuchni oraz w salonie.
- Jeszcze jesz? - pocałowałem ją od tyłu w szyje. Nie odpowiedziała tylko wpakowała kolejny kawałek owoców do ust.
- Już nie - powiedziała z pełną buzią. Kawałek banana wypadł jej ust i wpadłem w śmiech. Zarumieniła się. Następnie nie zwracając na nic uwagi wziąłem ją na ręce i zaniosłem na taras - dlaczego zaniosłem? Bo wiedziałem, że chodzenie dzisiaj dla niej to wielki ból. Na tarasie znajdowała się dwu-osobowa huśtawka z wielkim baldachimem. Posadziłem tak moją księżniczkę. Widziałem w jej oczach wyrazy wdzięczności za zaniesienie jej tutaj. Po chwili położyła swoją głowę na moich kolanach. Uśmiechałem się jak dziecko.
- Justin...? A czy ty wiesz, że ja jestem twoją żoną? - powiedziała delikatnie
- Wiem kochanie, a co? - położyłem na niej rękę i zacząłem głaskać jej głowę.
- To dobrze, że wiesz. Przynajmniej mam pewność, że nigdy mnie nie zostawisz
- Shawty przestań. Oboje wiemy, że nigdy bym cie nie zostawił prędzej by mnie ktoś
- Zabił - dokończyła za mnie. - Tego się właśnie obawiam, że pewnego dnia będę na ciebie czekać z dziećmi oraz z obiadem, a ty nie przyjdziesz, bo cię zabito
- Kochanie, ale po pierwsze to się nigdy nie zdarzy. Po drugie nie umiesz gotować, a po trzecie - pocałowała mnie. Jej usta tak szybko zderzyły się z moimi, że czas tak jakby się .. zatrzymał. Moglibyśmy się tak całować w nieskończoność, ale nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To pewnie Marry - powiedziałem. - Czekaj tu Sweety zaraz z nią tu przyjdę. "Odlepiłem" ją od siebie i skierowałem się do drzwi. Otworzyłem je. W nich stała Marry.
- Hej Justin - przytuliła mnie - W co się tym razem wkopałeś? - zapytała cichym głosem.
- Nie ja, tylko moja żona.
- Twoja żona ??- zrobiła duże i zdziwione oczy.
- Zaraz ją poznasz. - Wpuściłem ją do środka i zaprowadziłem do Amy.
- Amy kochanie to jest Marry - wstała i przywitała się z nią.
- Hej Amy. - uśmiechnęła się Mar.
Wszyscy razem usiedliśmy i zaczęliśmy uzgadniać jedną zgodną wersję wydarzeń. Z tego co zapamiętałem wychodziło na to:
"Pokłóciłem się z Amy o to, że nie poświęcam jej czasu. Ona wybiegła z domu i skierowała się do Marry u której spędziła noc. Potem czyli dzisiaj niby wróciła z nią do mnie i wszystko jest OK."
Coś czułem, że mogło się udać, ale naszą miłą pogawędkę przerwało pukanie do drzwi.

OCZAMI AMY
Poczułam jak moje tętno przyspiesza. Justin przeniósł mnie do salonu. Mar usiadła bardzo blisko mnie. Tak jakby ze strachu się w nią wtuliłam. Usłyszałam tylko ciche od niej " będzie wszystko dobrze pani Bieber"
Usłyszałam głosy policjantów.
- Czy jest tutaj Amy? - zapytał się gość o niskim głosie.
- Tak jest. - Justin pokazał rękę na mnie. Policjanci się do mnie zbliżyli.
- No panno Bieber. Gdzie Pani była około 2 dni temu o godzinie 23? - policjant usiadł na fotelu przede mną.
- Hm.. Chyba jeszcze o tej porze kłóciłam się z Justinem. Albo już byłam w drodze do Marry - spokojnie odpowiedziałam.
- O co się pokłóciliście?
- Proszę pana to nie raczej...
- Odpowiadaj.
- Pokłóciłam się o to, że Justin nie zwracał naszej uwagi. Cały czas był zajęty meblowaniem naszego nowego domu, a wie pan... Nie było nocy poślubnej - zauważyłam błysk w oku Justina - Ale wszystko pomiędzy nami jest już dobrze.
- Czy to wszystko to prawda ? - zapytał się Marry.
- Stuprocentowa panie władzo. Nadal mam porozrzucane chusteczki w domu po nocy z Amy - pocałowała mnie w policzek. - Wie pan te dzisiejsze kłótnie o nic.
- No dobrze. Jak coś to będziemy w kontakcie Państwo Bieber. - wstał z fotela i Justin odprowadził go do drzwi. Kiedy tylko drzwi zamknęły się wszyscy odetchnęliśmy.
- Amy jesteś genialna! - Bieber do mnie podszedł i pocałował. Nie chciał się ode mnie odkleić, ale całe szczęście Marry go odkleiła. Nagle zapanowała głucha cisza.
- No moje drogie panie muszę was zostawić na parę godzin, przepraszam was, ale mam obowiązki. - powiedział Justin ubierając skórzaną kurtkę.
- Myślę, że sobie poradzimy - odpowiedziałam równo z Mar. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Justin pocałował mnie w czoło i wyszedł z domu. Po chwili Mar dostała sms.
- Justin? - zapytałam się próbując zobaczyć treść.
- Nie nie. Mój były - odpowiedziała, ale ja już zobaczyłam treść i nadawcę.
OD JUSTIN:
Pilnuj jej.
Nie wiedziałam się czy mam się bać czy może cieszyć, że każe pilnować mnie nieznajomej mi osobie.
*
Około 30 minut potem rozsiadłam się z Marry w ogrodzie na trawie. Obie zrobiłyśmy sobie koktajle.
- No, a więc Panno Bieber - uśmiechnęła się - jak poznałaś Justina?
- Oh uwierz. To wszystko przypadek. - i oto tak zaczął się mój wielogodzinny monolog.

OCZAMI JUSTINA.
Gdy tylko zamknąłem drzwi uśmiech zniknął z mojej twarzy. Wsiadłem do auta i zapaliłem cygara. Odpaliłem auto i skierowałem się do domu Adama.
Zaparkowałem pod jego domem. Zapukałem do drzwi ładując broń. Właśnie w tym momencie Adam je otworzył.
- Adam i jak ci idzie ? - zapytałem odblokowując broń.
- Ekhm.. dobrze - z niechęcią odpowiedział. Dostałem dreszczy. Wiedziałem, że coś jest nie tak.
- Gadaj co jest?! - przyłożyłem mu broń do głowy.
- Justin wszystko jest dobrze! Zwaliłem winę na J.Z. wszystko się udało! - zaczął płakać ze strachu. Uwielbiam kiedy ofiara pada na ziemię i błaga o życie.
- Udowodnij - powiedziałem. Zaprowadził mnie do głównego komputera pokazał wszystkie notatki oraz raporty policyjne. Udało mu się. Nie wiem jak, ale mu się udało. Kiedy chciałem wyciągnąć plik z pieniędzmi  poczułem pistolet przy karku. Zacząłem się śmiać.
- I co? Zabijesz mnie Adam? - powiedziałem stanowczo. Stał bezruchu. Kopnąłem go w nogę wyciągając broń. Oto i tak zaczęła się strzelanina.
Jedyne o czym teraz myślałem to bronić..Amy.
___________________________________________
Hej hej! Tu Alex. Nie mogłam się powstrzymać więc macie!: )
Jak myślicie co będzie dalej?! KOMENTUJECIE CZY SIĘ PODOBA BO NIE WIEM CZY DALEJ PISAĆ
KOCHAM WAS. DO NIEDZIELI LUB PIĄTKU.
BUZIAKI:)/Alex.

sobota, 4 maja 2013

INFORMACJA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

INFORMUJE WAS WSZYSTKICH, ŻE ROBIĘ SOBIE PRZERWĘ. PRZEPRASZAM WAS ALE MUSZĘ POZALICZAĆ W SZKOLE :) Opowiadanie będzie wstawiane 1-3 razy w tygodniu. WE WTORKI, PIĄTKI LUB NIEDZIELE. przepraszam, ale zrozumcie mnie. Co wy na to?/Alex:* 

CZĘŚĆ 16

WSZYSTKO OCZAMI AMY
Zamurowało mnie. Przede mną właśnie klęczał Justin Bieber - Głowa gangu. Co gorsza oświadczył mi się. Żeby pogorszyć moją sytuacje kochałam go.
Klęczał przede mną i czekał aż odpowiem.
- Justin... - powiedziałam.
- Tak Am?
- Zgadzam się.. - BOŻE CO JA POWIEDZIAŁAM! ZGODZIŁAM SIĘ NA POŚLUBIENIE JUSTINA!
Zanim mrugnęłam byłam w ramionach Jusa. Tak bardzo się cieszył, że aż się popłakał.
- Amy.. nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Naprawdę... Tak bardzo cię kocham. Będziesz już moja... Tak bardzo ci dziękuje! - krzyknął - KOCHAM AMY ! - krzyknął jeszcze bardziej.
- Justin spokojnie... to kiedy ślub? - ironicznie się go zapytałam. Uśmiechnął się.
- Ucieknij ze mną... proszę. - powiedział mi do ucha. - Ucieknijmy jak najdalej... co powiesz na Kalifornię? - zapytał się mnie.
- Chciałabym ale co z naszymi rodzinami? Justin naprawdę ja nie mogę zostawić mojej mamy...
- Skarbie, ale my dzisiaj w nocy wylatujemy. - kiedy to do mnie dotarło moje serce dosłownie stanęło. - Nie martw się. Napiszesz jej list. Nie bój się obiecuje ci, że wszystko będzie dobrze - pocałował mnie w czoło.
- za ile mamy samolot? - zapytałam się chwytając jego dłoń.
- 2 godziny. - odparł po czym poszliśmy się pakować.
*
Przeczytałam swój list do mamy jeszcze raz
Droga mamo,
Justin przed chwilą mi się oświadczył. Zgodziłam się. Wyjeżdżam z kraju. Wylatujemy do Kalifornii. Nie gniewaj się na mnie, ale robię to co ty zrobiłaś z tatą. Tylko, że ja nie jestem w ciąży. Przykro mi, ale nie chce popełnić tego samego błędu co ty zrobiłaś. Nie chcę stracić Justina. Teraz przyznam ci się do moich kłamstw - bo tak naprawdę nigdy mnie już nie zobaczysz.
1. Blizny wcale nie są od wypadku na desce. Justin porwał mnie do Kanady. Spędziłam tam najlepsze 2 tygodnie swojego życia. W ciągu tych miesięcy nauczyłam się strzelać oraz zabiłam człowieka. Pewnego razu wróg Jusa mnie porwał. Przez to mam te blizny. 
Nie jestem taka jak ci się wydawało. Byłam jaka ty chciałaś być w moim wieku. Kochana, dobra bez skazy. Tak mamo nie jestem dziewicą. 
Justin wyzwolił ze mnie prawdziwą mnie. Wreszcie czuje, że żyje. Nie liczę, że dasz nas swoje błogosławieństwo. Gdyż tak czy siak i tak wyjdę za Justina a wiesz czemu to zrobię? Bo go kocham. Kocham go bardziej niż ciebie, bo on był przy mnie kiedy włamali się do domu, po porwaniu i w trakcie kiedy zabiłam człowieka. Nie bierz tych słów do siebie. Możliwe, że tak piszę dlatego iż jestem zła. cholernie zła. 
Pamiętaj jedno. Zawszę będę cię kochać. Kiedy to przeczytasz ja będę w drodze do Kalifornii. Przepraszam i całuję /Amy.

Włożyłam list do skrzynki i odjechałam z Justinem w podróż która zmieni moje życie na zawszę. Moje panieńskie nazwisko Gold zmieni się na Bieber. Czułam całą adrenalinę w żyłach. Nie chciałam nigdzie się zatrzymywać pędziłam z Justinem przez życie. Teraz już na zawszę i nic nas nie rozdzieli. Kocham go.
Gdy tylko znaleźliśmy się z Jusem w samolocie zaczęłam z nim planować przyszłość.
- Co z suknią ślubną?
- Kochanie dla mnie to możesz brać ślub w jeansach oraz koszulce - powiedział śmiejąc się.
- Justin przestań. Na pewno jakąś kupimy.
- Halo chyba ja ci kupię - powiedział całując moją rękę z pierścionkiem na palcu.
Uzgodniliśmy imiona dla dzieci. I to jak będzie wyglądał nasz wspólny pokój. Oraz jak bardzo będziemy szczęśliwi razem.
*
Kiedy wysiedliśmy z samolotu Justin wsiadł do auta i zawiózł nas do naszego nowego domu. Zdziwiłam się i to bardzo bo wyglądał tak jak go sobie wyobraziłam. Wziął mnie na ręce i przeniósł przez próg domu.
- Witaj w domu Pani Bieber - powiedział całując mnie gorąco w usta.
- Justin tu jest...
- Niesamowicie - powiedział trzeci głos. Oboje szybko wyciągnęliśmy spluwy i patrzyliśmy dookoła.
- Następnym razem poproś kogoś innego o zakopanie mojego ciała Bieber
- Daniel - powiedziałam - powinieneś nie żyć
- Źle trafiłaś słońce, a teraz to ty umrzesz. Poczułam szybki ruch w moim ciele. Był szybki. Justin leżał na ziemi i się nie ruszał. Nie wiedziałam czemu. Zostałam sam na sam z potworem.
- Daniel wyłaź! - krzyczałam. Nagle coś od tyłu mnie złapało. Czułam zapach Daniela. Bronią strzeliłam mu w nogę przez co mnie puścił. Następnie kopnęłam go w brzuch. Leżał na ziemi i pluł krwią.
- Nigdy więcej nie sprawisz, że stracę Justina! - postrzeliłam go w głowę. Patrzyłam jak jego ciało opada na ziemię. Podbiegłam do Justina.
- Justin co jest? Wszystko okej ?
- Wielkie brawa Shawty. Nie wiedziałem, że coś takiego umiesz. - zaczął kaszleć. Po czym zemdlał. Starałam się go obudzić. Obudził się dopiero po 10 minutach. Zaniosłam go na kanapę i podałam mu butelkę wody.
*
Musiałam sama posprzątać to co nabałaganiłam. Wrzuciłam ciało Daniela do rzeki - oczywiście z bronią w ręku, że niby sam się zabił.
Starłam jedną wielką plamę krwi i podeszłam do Jusa.
- Już ci lepiej Justin? - zapytałam głaszcząc go po głowie.
- Tak jasne dziękuje - powiedział po czym przyciągnął mnie na kanapę i zaczął dawać... gorące pocałunki na moim ciepłym i zmęczonym ciele.
*
Następnego dnia przyjechał do nas pastor i dał nam ślub. Od dziś nazywałam się Amy Elen Bieber. Bardzo mnie to cieszyło, bo w końcu czułam, pełne szczęście. Około 12 w telewizji pokazano ciało Daniela. Szukając mordercy. Ktoś zapukał do drzwi.
- Halo proszę otworzyć POLICJA! Panno Amy proszę otworzyć wiemy, że tam jesteś.! - krzyczał głos za drzwi.
- Uciekaj - powiedział Justin. Przesunął półkę z książkami i otworzył drzwi. Ukryte przejście. Szybkim krokiem tam weszłam i czekałam na rozmowę Justina z policją.
- Słucham? - powiedział spokojnym tonem Jus.
- Gdzie jest panna Gold?
- Nie wiem. Pokłóciłem się z nią wczoraj i od tego czasu jej nie widzę.
- Dziękuję za informację - usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
Justin podbiegł do mnie i mocno chwycił w ramiona.
- Nie płacz Pani Bieber... Wszystkim się zajmę... - powiedział całując mnie w czoło.
Płakałam... bo wiedziałam, że to ja zabiłam Daniela. Że mogę stracić Jusa i pójdę.. do więzienia.
_______________________-
O NIE ! CO TERAZ? chcecie jeszcze? :D/Alex

Część 15

Oczami Amy
Justinowi w ostatniej chwili udało się uciec. Patrzyłam jak jego ciało oddala się.
- Amy słońce śpisz? - zapytała się moja mama, która właśnie weszła do mojego pokoju. Delikatnie odetchnęłam.
- Hej mamo, wiesz jakoś nie mogłam spać. - odpowiedziałam i podeszłam do niej przytulając ją.
- Jezus Maria! Co ty masz na twarzy i ręce ?! - zapytała przejeżdżając ręką po moich bliznach.
- Ah to nic mamusiu. Wywróciłam się na desce - wydusiłam z siebie uśmiech i błagałam boga, żeby uwierzyła.
- Oh rozumiem rozumiem. Odśwież się  i zejdź zaraz na dół. Będzie śniadanie - pocałowała mnie i wyszła z mojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą. Mój telefon zadzwonił.
- Słucham? - zapytałam się.
- Hej Shawty. I jak udało ci się ? - usłyszałam głos Justina.
- Tak kochanie udało mi się. Słuchaj wpadnij do mnie o 15 okej? Przedstawię cię mojej mamie - powiedziałam i usłyszałam śmiech Jusa
- Jesteś tego 100 procentowo pewna? - zapytał się mnie.
- Tak. Muszę kończyć. Nie spóźnij się - rozłączyłam się. Rzuciłam swój telefon i zeszłam na dół. Zastałam mamę, która piła kawę w kuchni.
-Mamo bo wiesz poznałam chłopaka.. i dzisiaj on przyjedzie, bo chce cię poznać. - powiedziałam a mama zrobiła duże oczy.
- Super kochanie. W końcu kogoś sobie znalazłaś - powiedziała odstawiając kubek do zlewu - a o której przyjedzie?
- O 15.
- To dobrze, bo ja teraz jadę do biura. Proszę cię posprzątaj dom i te inne pierdoły. KOCHAM CIĘ - i usłyszałam trzask drzwi.
- Tak ja ciebie też.. - wypuściłam powietrze z płuc. Położyłam głowę na blat. Przed chwilą okłamałam moją mamę. Pierwszy raz. Co by powiedział Justin? Niezła robota Shawty.
Uśmiechnęłam i się, powędrowałam do pokoju,aby się przebrać. Cel? Posprzątać dom.
*
Krzątałam się po domu. Odkurzałam, myłam okna, podłogi, zmywałam i wszystko inne. Kiedy udało mi się doprowadzić dom do minimalnej czystości - odetchnęłam. Włożyłam wszystkie przybory do szafki i mogłam z ulgą powiedzieć, że nienawidzę sprzątać. Spojrzałam na zegar. Wskazywał 13:40. Mało czasu więc powędrowałam do łazienki,aby zacząć się szykować.
*
OCZAMI JUSTINA.
Przez większość czasu rozmawiałem z moją mamą o.. Amy. Opowiedziałem jej o niej i poinformowałem ją, że przedstawię ją im dziś. Uradowali się. Miałem przed sobą lepsze zadanie. W co się ubrać? Garnitur odpada. Zdecydowałem się na czarne spodnie oraz białą koszulkę. Za nim się ogarnąłem była 14:30. Przed przyjazdem po Amy skierowałem się do kwiaciarni po kwiaty dla jej mamy oraz różę dla Amy.
Stałem już pod domem Amy. Spojrzałem na ekran telefonu - 14.58.
-Wspaniałe wyczucie - powiedziałem. Delikatnie zapukałem w drzwi. Amy mi je otworzyła. Wyglądała niesamowicie w sukience ode mnie. Przywitałem ją pocałunkiem i podałem jej róże. Z gracją podziękowała i zaprosiła mnie do środka.
- Mamo. Poznaj Justina. Mojego chłopaka - ukazała mi się wysoka kobieta podobna do Amy.
- Dzień dobry. Miło mi panią poznać. - podałem jej rękę.
- Mi także Justinie.
- To dla Pani - powiedziałem podając jej bukiet kwiatów. Bardzo się uradowała. Amy podała jej róże i powiedziała, że nie ma na nią czekać, gdyż wróci rano.
Kiedy znaleźliśmy się w aucie powiedziałem jej, że nie miałem pojęcia, że zostanie na noc. Uśmiechnęła się i ubrała okulary przeciw słoneczne.
- Justin to nie jest droga na wzgórze - powiedziała patrząc się na mnie.
- Wiem. Ja poznałem twoją mamę teraz ty poznasz moich rodziców. - powiedziałem. Nie odpowiedziała.
Otworzyłem przed nią drzwi do domu.
- Mamo, Tato jesteśmy - zawołałem i oboje przyszli się przywitać.
- Witajcie. To ty jesteś pewnie wybranką mojego syna? - zapytał się mój tata.
Rozmowa kręciła się i kręciła. Po całym odpytywaniu jak się poznaliśmy i jakie mamy plany na przyszłość zabrałem Amy na wzgórze.
- Kochanie popatrz. To wszystko kiedyś będzie nasze. - pokazałem jej całe miasto.
- Wiesz dla mnie ty jesteś wszystkim - wspięła się na palce i pocałowała mnie.
- Przestań Shawty.
- Justin kiedy ty coś jadłeś? - zapytała się mnie.
- 3 dni temu a co?
- Justin musisz jeść wiesz o tym? Nie będę cie odwiedzać w szpitalu.
- Hahaha zabawna jesteś. Oboje wiemy, że będziesz. - odpowiedziałem. - chodź do domu. Przyszykowałem dla nas kolacje.
Posadziłem ją naprzeciwko siebie. Oboje zaczęliśmy jeść. Przygotowałem dla niej kurczaka, sałatkę oraz ziemniaki. A tak naprawdę przyszykowała je moja mama. Ale zresztą... wiecie.
Po zebraniu pochwał, że wspaniale gotuje zabrałem Amy na dach.
- WOW Justin jaki tu jest niesamowity widok! - powiedziała chodząc po dachu.
- Tak wiem wszystkie dziewczyny mi to mówiły.
- Były tu inne ? - spoważniała.
- Nie nie było żartuje Shawty - podszedłem i ją pocałowałem.
*
OCZAMI AMY
Nie spodziewałam się, że Justin tak świetnie gotuje. Chociaż widziałam w śmietniku opakowania. Rozbawiło mnie to. Kiedy skończył mi pokazywać okolice na dachu poprosił mnie abym usiadła na fotelu. Fotel był cały pozłacany, a w niego były wplątane kwiaty.
Uklęknął przede mną.
- Justin..? O co chodzi? - zapytałam się go a on złapał mnie za ręce.
- Amy.. Czy wyjdziesz za mnie? - zapytał się mnie pokazując pierścionek z brylantem. Zamurowało mnie.
|__________________________--
HAHAHA i co zdziwo? /Alex

CZĘŚĆ 14

OCZAMI JUSTINA;
Miałem piękny sen. Śniło mi się, że to zrobiliśmy. ZARAZ. to mi się nie śniło! To była czysta rzeczywistość. Powoli otworzyłem swoje oczy i zobaczyłem śpiącą Amy. Leżała tyłem do mnie i widziałem jej gołe plecy. Sięgnąłem po telefon i sprawdziłem godzinę. Była 7.45. Wygramoliłem się z łóżka, ubrałem na siebie koszulkę oraz shorty i powędrowałem do kuchni. Miałem zamiar zrobić mojej księżniczce śniadanie. Postawiłem na gofry, sok pomarańczowy oraz świeże bułeczki. Gdy tylko wszystko zrobiłem położyłem to na tacy i ozdobiłem kwiatami. Zaniosłem tacę stawiając ją przy łóżku. Podszedłem do Amy, całując ją w czoło zacząłem mówić ;
- Dzień dobry słoneczko. Wstawaj śpiochu księżniczko ty moja - zaczęła powoli otwierać swoje oczy. Kiedy zorientowała się, że to ja mocno mnie do siebie przyciągnęła i przytuliła.
- No już już skarbie wstawaj śniadanie stygnie. - niechętnie wstała i założyła na swoje ciało kremowy szlafrok. Usiadła do stołu i zaczęła przyglądać się jedzeniu.
- Sam to zrobiłeś? - ugryzła gofra i popiła go sokiem pomarańczowym.
- Tak sam to dla ciebie zrobiłem kochanie - usiadłem obok niej i przyglądałem się jak pochłania jedzenie. Uśmiechałem się. 
- Justin chce zrobić sobie tatuaż. - powiedziała wycierając kąciki ust serwetką. - a dokładnie znak nieskończoności na nadgarstku.
- wowowow Shawty najpierw to idź się ubierz to potem pogadamy - zabrałem jej tacę i poszedłem zmywać.
Amy poszła się ubrać i kiedy wróciła pociągnęła dalej rozmowę
- Widzę, że pomysł z tatuażem nie za bardzo ci się podoba - usiadła na stole.
- Tak, bo jakby to powiedzieć twoja skóra jest i tak mocno zniszczona. - odpowiedziałem patrząc na jej szramę na policzku oraz ręce.
- Oj Jus przestań. Ty masz tak dużo tatuaży, blizny i tego wszystkiego, a ja nie mogę mieć jednego cholernego tatuażu! - zaczynała się kłócić.
Po 30 minutach szantażu zgodziłem się na jeden mały tatuaż. Kiedy tylko wzięła ze sobą torebkę wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do salonu tatuaży.
*
OCZAMI AMY
- Bardzo się ciesze, że się zgodziłeś - powiedziałam dając mu buziaka w policzek.
- A może byś chciała jakiś kolczyk może? Bo wiesz tatuaż jest do końca życia - powiedział wierzgając swoje włosy.
- Justin nie zaczynaj - powiedziałam po czym umilkł.
Znaleźliśmy się w salonie i gruby, wysoki facet zapytał się nas
- W czym mogę pomóc? - czyścił maszynkę do robienia tatuaży.
- Ym..Eh...No.. - jąkałam się.
- Ta panna chciałaby tatuaż na kostce. Mianowicie znak nieskończoności - popchnął mnie Justin do przodu. Myślałam, że go zabije! Usiadłam na fotelu i czekałam, aż to wszystko się zacznie. Kiedy tatuażysta miał już zacząć
- NIE! -krzyknęłam - przepraszam,ale nie. - wstałam i przytuliłam Justina. Oboje z zaczęli się śmiać.
- CO WAS TAK BAWI? - zapytałam się.
- Dzięki za współprace Joe - Justin podał mu rękę i wyszliśmy z salonu.
-Jaki ty jesteś wredny! Wredny egoista! Jak ty do cholery mogłeś?! - zapytałam się go, ale on pocałunkiem mnie uciszył. Uderzyłam go w ramię, ale jemu to nic nie zrobiło.
- To co dzisiaj księżniczka chce robić ? Jakieś plany ? - zapytał się mnie ubierając ful capa.
- W sumie... to ja nie mam żadnych rzeczy. Zakupy? - zapytałam się i zobaczyłam przerażenie w oczach Justina. Zgodził się. Złapałam go mocno za rękę i powędrowaliśmy do centrum handlowego.
*
Pierwszym sklepem do jakiego weszłam był to - sklep marki Chanel. Bieber się nie sprzeciwiał i czekał, aż w końcu sobie coś wybiorę. Do moich rąk trafiła biała sukienka, "na Marlin" Chciałam ją pokazać mu, ale kiedy zobaczyłam cenę szybkim ruchem chciałam ją odwiesić.
- Ja to wezmę - zabrał mi sukienkę i skierował się do kasy. Zapłacił i podał mi markową siatkę.
- Nie musiałeś - powiedziałam tłumiąc w sobie radość. Przemilczał to i poszliśmy do następnych sklepów. Z każdym z nich Justin wydawał się znudzony.
Gdy cała męka dla niego się skończyła i miałam wszystko czego potrzebowałam - zgłodniałam.
- Justin jestem głodna - powiedziałam i zauważyłam iskrę w jego oku.
*
OCZAMI JUSTINA:
Moją księżniczkę chwyciłem pod ramię i zaprowadziłem ją do restauracji. Powitał nas kelner i zaprowadził do naszego stolika, który miał widok na Chicago. Dostaliśmy kartę i czekaliśmy aż ktoś zapyta nas co zamawiamy.
- Co bierzesz? - zapytała się mnie.
- Nic. - odpowiedziałem.
- Jak to nic? No ej masz jeść dobrze o tym wiesz. Pani Doktor ci kazała - rzuciła mi "mamię" spojrzenie.
- Tak tak wiem. Ale nie dzisiaj - powiedziałem ściągając okulary przeciw słoneczne. - KELNER! - krzyknąłem.
Zamówiłem jej sałatkę na wynos. Buntowała się, ale nie miałem ochoty słuchać jej płaczów. Zapłaciłem i wyszliśmy z centrum handlowego.
Temperatura się podniosła. Można to było czuć wszędzie.
- Justin co jest? - Amy zatrzymała mnie zmuszając abym popatrzył się na nią.
- Nic mi nie jest. Chodźmy do hotelu proszę cię. - zignorowałem ją i skierowałem się do hotelu.
*
Kiedy Amy siedziała na łóżku czułem, że się denerwuje. Widziałem ją z tyłu. Po chwili wyciągnęła pilota i włączyła telewizor. Przełączyła na kanał informacyjny. Grubą czcionką było napisane.
WYBUCH DOMU. WSZYSCY ZGINĘLI. KANADA.
Zacząłem się trząść.
- Justin...? Czy to nie jest..? - zapytała się mnie, a ja już w tym momencie zadzwoniłem na domowy w willi.
- Nie ma takiego numeru, lub uległ on zmianie - poinformował mnie głos kobiety.
Młody chłopak zaczął mówić :
- Posiadłość należała do Jerrego Adamsa. Przy okazji policja znalazła w ogrodzie ciało Luckasa Dansona. - stałem i czułem jak łyz spływają mi po policzkach. Stałem i patrzyłem się w dal.
Amy do mnie podeszła i z całej siły przytuliła. Dochodziła godzina 18. Nie mogłem tutaj tak spokojnie zostać.
- Amy... Gdyby nie Alan.. dawno byśmy nie żyli... to on kazał mi się stamtąd wynosić. - Łzy zaczęły mi jeszcze bardziej spływać.
- Justin nie zostaniemy tu. Jedziemy prosto do Kansas. Do mojego domu. - zgodziłem się. Patrzyłem jak się krząta po całym pokoju i pakuje nas oboje. Chwyciła mnie za rękę i wyprowadziła z pokoju. Poprosiła mnie,abym poszedł po auto, a ona się wymeldowała.
Czekałem na nią siedząc w miejscu dla kierowcy.
- O nie Justin. Ja prowadzę - powiedziała, a ja się przesiadłem. Włączyła silnik i pojechaliśmy przed siebie.
*
OCZAMI AMY.
Obserwowałam jak Justin opiera głowę o szybę. Stracił drugą rodzinę. Czułam, że go to wszystko przygniata. Sięgnął po papierosa i go zapalił. Zabrałam mu go i sama zaczęłam palić.
- Amy nie pal proszę cie - powiedział, ale nie słuchałam go. Teraz liczyło się szybkie i bezpieczne dotarcie do domu. Wypuściłam z ust dym i wyrzuciłam papierosa przez okno.
- Jak się czujesz? - zapytałam się go. Po jego policzkach nie było śladu łez. Był wściekły.
- Myślę kto to mógł zrobić. - powiedział patrząc za okno.
- Idź lepiej spać - powiedziałam a on się posłuchał. Zasnął.
Przez całą drogę obserwowałam go. Spał niespokojnie.
*
- Justin słońce wstawaj jesteśmy u mnie - szturchnęłam go. Z nie chęcią otworzył oczy i wysiadł z auta biorąc wszystkie bagaże.
Otworzyłam drzwi do domu i wpuściłam Justina jako pierwszego. W środku nikogo nie było tak jak się spodziewałam. Justin od razu skierował się do mojego pokoju i położył się do snu.
Obserwowałam jego cierpienie - nie miły widok.
Ja najpierw wzięłam prysznic, gdyż droga była bardzo... męcząca. Musiałam zmyć z siebie cały smród oraz poczucie winy. Sama nie wiem czemu miałam to poczucie.
Kiedy wyszłam z pod prysznica i ubrałam się położyłam się obok Justina. Po 10 minutach zasnęłam- chociaż była 6:30.
Obudziło mnie otwieranie się drzwi. Wstałam i szybko p;odbiegłam do okna.
MOJA MAMA WRÓCIŁA A OBOK MNIE LEŻY JUSTIN!
-JUSTIN WSTAWAJ UCIEKAJ! - wstał i szybko powiedziałam mu co jest. Zrozumiał i spakował swoje wszystkie rzeczy.
- Spotkamy się Shawty jeszcze? - zapytał całując mnie w usta.
- Tak Justin. Dzisiaj o 15 w twoim domu na wzgórzu. - odpowiedziałam. Otworzył okno i w tym momencie drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
- Mam przesrane - powiedziałam.
_____________________________________________________--
I CO TERAZ? :C CO POWIE MAMA AMY? CZY ZOBACZY JUSA? /Alex

piątek, 3 maja 2013

CZĘŚĆ 13.

OCZAMI JUSTINA.
Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem, że Amy stoi przed lustrem i ściąga szwy z policzka.
- Może ja ci pomogę ? - zapytałem przeciągając się. Odwróciłem się na drugi bok, żeby ją lepiej widzieć.
- Nie dziękuję Justin. Dam sobie sama radę. - powiedziała odkładając nożyczki na półkę. Stała w samej mojej za dużej koszulce.
'musiała się w nocy przebrać' - pomyślałem.
- Shawty czemu podbierasz moje rzeczy? Niedługo nie będę mógł miał w co się ubrać - odwróciła się do mnie i zimnym tonem powiedziała
- To nie mój problem. - odwróciła się i ściągnęła ostatnią grubą nitkę z policzka. Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Pościeliłem łóżko i ułożyłem rzeczy Shawty na półkach. Ona poszła do łazienki i zniknęła w odgłosach wody.
Ciężko westchnąłem. Ostatni czas dla nas był dość ciężki. Mogłem się tylko domyślać co ona przeżywa w środku. Postanowiłem dać jej spokój do południa. Sam jakoś nie miałem ochoty jej widzieć. W moich myślach nadal widziałem jak zabija Daniela. Ona? Przecież ona nie ma siły przesunąć stołu! To wszystko jest jakieś niemożliwe. Zamknąłem drzwi od pokoju i skierowałem się do pokoju Alana. Alan był dla mnie bratem od zawszę. Kiedy dostawałem lanie od J.Z zawsze mnie wspierał i był przy mnie. Zapukałem niechętnie do jego drzwi. Usłyszałem ciche właź i otworzyłem drzwi.
- Hej stary... - podszedłem do niego i przybiłem mu sztamę.
- No hej zakochany. Co cię tutaj do mnie sprowadza? - zapytał skręcając blanta. Rozejrzałem się dookoła. Dopiero teraz zauważyłem, że plakaty z raperami zniknęły, a na nie weszły zdjęcia oraz plany osób do spłacenia długu. Stał się bardziej... taktyczny.
- Słuchaj. Coś mnie trapi w środku. - usiadłem na kanapie i zacząłem swój monolog. - Kiedy poznałem przypadkiem Amy nie wiedziałem, że nasz związek będzie taki... toksyczny. Wydawała się dobrą dziewczyną wiesz, dobre oceny, zachowanie.. a tu wczoraj zabiła gościa. To jest nie logiczne! Kocham ją, ale naprawdę nie wiem czy nas związek nie powinien się skończyć.. albo bynajmniej przejść na jakiś dystans. Może wyślę ją z powrotem do Kansas? Odpoczniemy od siebie. Nabiorę siły by ją kochać i być z nią.? Alan ja nie wiem co robić. - wypuściłem powietrze i oparłem głowę o ręce.
- Justin bracie. Nie wiem co się dzieje, ale czuje, że ten związek źle na ciebie wpływa. Nie możesz ogarnąć myśli, cały czas się martwisz, starasz się być... zły. A może powinieneś stać się dobry? Według mnie powinieneś wynieść się z Kanady. Raz na dobre. Wiesz czemu? Bo w Kanadzie spieprzasz wszystko co masz. Zabijasz jeszcze nie wiadomo co zabijesz kogoś na czyiś oczach i co wtedy? Amy by się raczej nie ucieszyła gdyby cię zobaczyła za kratkami. Wracaj z nią do Kansas. Proszę cię - wypuścił idealne kółko z ust.
- Może masz racje... Dzięki ci bardzo. Idę to przemyśleć. - wyszedłem z pokoju zamykając cicho drzwi. Skierowałem się do naszego pokoju. Zobaczyłem Amy, która suszyła włosy. Nie zwracała na mnie uwagi.
- Amy o co ci chodzi ? - podszedłem do niej wyłączając jej suszarkę.
- O nic Justin - włączyła ją z powrotem. Nie mogłem tak dłużej. Wyrwałem z jej rąk suszarkę i rzuciłem przez co roztrzaskała się na kawałki. Chwyciłem ją i posadziłem na blacie. Objąłem ją i zacząłem łapczywie ją całować. Nie stawiała oporu. Wręcz przeciwnie. Oddała się pocałunkom.  Przejechała swoimi palcami po moich włosach.
- Stary nie chciałbyś mi pożyczyć mi kasy? - do łazienki wszedł J.Z ale gdy nas zobaczył szybko wyszedł. Zacząłem ją całować po szyi. A ona głośno wydychała powietrze. Potem ona całowała moją. Ściągnęła mi koszulkę i zaczęła całować moją klatę.
- Amy... - westchnąłem. Wiedziałem co chce robić. Przeprowadzić się z nią do Kansas. - Pakuj się... Wracamy do domu. - Nie ruszyła się z miejsca jak myślałem. Tak samo jak ja. Patrzyła w moje oczy i po raz pierwszy powiedziała coś co rozkruszyło moje lodowate serce.
- Justin.. Kocham cię - powiedziała cicho do mojego ucha. Przeszły po moim ciele delikatne dreszcze. W końcu ktoś mnie ... pokochał.
*\
OCZAMI AMY.
Powoli i spokojnie pakowałam się z Justinem. Sprawdziłam 2 razy czy na pewno wszystko ze sobą mam. Justin przebrał się i założył obie torby na ramiona. Chwycił mnie za rękę i pożegnał się z Alanem i J.Z. Usiadłam na miejscu pasażera i czekałam aż Justin usiądzie obok mnie, złapie mnie za rękę i pojedziemy przed siebie w dwu dniową trasę do Kansas. Po pięciu minutach usiadł koło mnie i pojechaliśmy. Przez całą drogę opowiadałam Justinowi historię z mojego dzieciństwa. Jak spadłam ze schodów lub jak zjadłam karmę dla kota. Śmiał się jak nigdy dotąd. Nigdy nie słyszałam, że tak się śmiał. Przez cały dzień i noc jechaliśmy do Chicago. Około 4 nad ranem zaproponowałam mu, że teraz ja poprowadzę. Zgodził się i zamieniliśmy się miejscami. Jechałam przed  siebie aż do 9 rano kiedy Justin się obudził. Zostało nam jakieś 100 kilometrów do Chicago. Zjechałam do stacji, gdyż byliśmy głodni i chciało mi się siku.
Kiedy poszłam do toalety Justin poszedł kupić paliwo oraz dwie kawy. Gdy zobaczyłam się w lustrze przeraziłam się. Sięgnęłam po szczotkę do włosów i powoli rozczesywałam włosy. Kiedy były one proste i odświeżone sięgnęłam do torebki po małą kosmetyczkę. Rozłożyłam przed sobą wszystkie kosmetyki i starałam się uratować moją twarz. Kiedy skończyłam nakładać na nią podkład i tuszowanie rzęs się skończyło - mogłam powiedzieć, że wyglądam jak człowiek. Zamknęłam się w kabinie i spoconą koszulkę i wygniecione spodnie przebrałam na letnią i zwiewną sukienkę, a obcierające trampki na nowe vansy od Justina. Wyszłam z łazienki i zauważyłam, że mój kochany siedzi na masce samochodu i czeka na mnie popijając kawę. Zwiewnie podeszłam do niego. Jego oczy się otworzyły, gdyż pierwszy raz widział mnie w sukience.
- Kochanie nie wiedziałem, że jesteś taka piękna - powiedział uśmiechając się.
- Dziękuje Justin. - wzięłam drugą kawę. Usiadłam obok niego i zaczęliśmy rozmawiać.
- Wiesz jak uroczo spałeś w nocy ? - pokazałam mu zdjęcie jak spał. Nie mogłam się powstrzymać od zrobienia zdjęcia.
- Dzięki Shawty. To co jedziemy dalej? - zapytał się mnie wyrzucając kubek po kawie do śmietnika.
Chciałam włożyć rzeczy pod moje nogi, ale Justin włożył moją torbę do bagażnika. Bieber trochę mnie przytrzymał przed wejściem do auta, kazał zakryć mi oczy. Kiedy pozwolił mi je odsłonić zobaczyłam, że dach naszego auta zniknął.
- I jak ci się podoba księżniczko? - zapytał całując mnie w policzek.
- Jesteś niemożliwy - powiedziałam, a on w tym momencie wsiadł do auta. Usiadłam obok niego i od razu odjechał.
*
OCZAMI JUSTINA:
Kiedy jechaliśmy Amy oglądała się dookoła. Podziwiała widoki. Jej włosy były w objęciu wiatru. Ładnie było jej w sukience. Nigdy nie przypuszczałem, że będzie tak ładnie wyglądać. W połowie drogi zaczęliśmy razem śpiewać As Long As You Love Me. Miała piękny głos. Nie spodziewałem się tego.
- No no Shawty niezła solówka - zacząłem bić brawo.
- Lepiej się skup na drodze. Dochodzi 16 i zostało nam 15 kilometrów do Chicago. - powiedziała biorąc łyk wody do swoich ust.
Ubrałem okulary i chwyciłem ją za rękę. Dojeżdżaliśmy do centrum miasta.
- Kochanie dzisiaj spędzimy noc w... 7 gwiazdkowym hotelu - powiedziałem i zobaczyłem błysk w jej oku. Ucieszyła się po ostatniej nocy w motelu.
Podjechaliśmy pod wysoki hotel. Wziąłem torby z bagażnika i dałem kluczyki gościowi,który zabrał moje auto do garażu. Chwyciłem Amy za rękę i podeszliśmy do recepcji.
- Dzień dobry państwu w czym mogę pomóc? - zapytała się ze sztucznym uśmiechem.
- Poproszę na dwie noce najdroższy pokój jaki macie w tym hotelu - powiedziałem ściągając okulary.
 -JUSTIN - powiedziała z przerażenia Amy.
- Najdroższy pokój kosztuję 150 tyś za osobę za jedną dobę. Jest to pokój cesarski. Znajduję się on na samym szczycie wieżowca i posiada własne wejście na dach. - powiedziała
- Poproszę. - wyciągnąłem kartę i zapłaciłem 800 tysięcy za dwa dni w tym hotelu. Od razu dostaliśmy karty do pokoju i skierowaliśmy się do windy. Wcisnąłem guzik i winda pojechała.
- Czy ty masz coś z głową?! Mógł być zwykły pokój! - powiedziała szturchając mnie w ramię. Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze. Otworzyłem kartą pokój
- Niezwykły pokój dla niezwykłej damy - powiedziałem wpuszczając Amy pierwszą.
Wzięła głęboki oddech. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Zaczęła chodzić wszędzie i sprawdzać gdzie co jest. Przebrała się najpierw w shorty i koszulkę.
- JUSTIN! KOCHAM CIĘ ! - rzuciła się na mnie a ja ją złapałem w moje ramiona. Zaniosłem ją na dach. Powoli się ściemniało. Była tak wniebowzięta widokiem, że zaczęła płakać.
Wziąłem ją na ramiona i zacząłem nią kręcić- umierała ze śmiechu. Bardzo ją kocham. Jak nikt inny. Czułem, że te dwa dni będą wspaniałe. Wyjątkowe. Czułem, że z nią chce spędzić resztę życia, ale ona jeszcze nie wiedziała co zamierzałem zrobić za 2 tygodnie.
Położyłem ją na ziemi i delikatnie pocałowałem.
- Wszystko dla ciebie zrobię kochanie - powiedziałem po czym złożyliśmy sobie gorące pocałunki.
____________________________________________________-
I CO TERAZ BĘDZIE? :C KOLEJNA CZĘŚĆ JUTRO. KOCHAM WAS.
CAŁUJE:*/ALEX

CZĘŚĆ 12. ZDRADA.

OCZAMI JUSTINA.
Biegałem po całym domu uciekając przed Amy. Po 30 minutach poddałem się i mnie złapała. Zaciągnęła mnie do łazienki, a ja krzyczałem, że nie chce.
- Panie Bieber - powiedziała z miną jakby była moją mamą. - Usiądź, uspokój się. Jesteś głową GANGU, a boisz się zmiany opatrunku? To nie dorzeczne - powiedziała odwijając mój bandaż.
- Pani Bieber - chrząknąłem - nie dorzeczne jest to, że nie boisz się przebywać w moim otoczeniu. - powiedziałem, a ona specjalnie przycisnęła palec do mojej rany.
-AŁA! -krzyknąłem.
- To za kare - powiedziała zwijając zakrwawiony bandaż. - teraz tu siedź idę po kartkę od pani doktor. - wyszła z łazienki. Wstałem i zobaczyłem swoją ranę w lustrze. Była koszmarna. Cała fioletowa i czerwona.
Usłyszałem, że się zbliża i usiadłem.
- A więc tak Panie Bieber najpierw przemyjemy Panu ranę wodą i solą fizjologiczną  następnie potrzemy maścią, a na sam koniec zabandażujemy - powiedziała zakładając lekarskie rękawiczki.
- Tak jest Pani Doktor - powiedziałem się uśmiechając. Myślałem, że zmięknie, ale ona już przykładała do mojej rany watę zamoczoną w soli. Krzyczałem z bólu. Zabawne jest to - nie krzyczałem kiedy mnie postrzelono i kiedy zabierali Amy. a krzyczę teraz jak czyści moją ranę.
- No już Panie Bieber. Teraz tylko musimy zabandażować - sięgnęła po bandaż i zaczęła z precyzją owijać moje ramię. - Skończone powiedziała. Nastawiłem usta,aby dała mi Buziaka. Nie dała mi.
- Halo a co z buziakiem ? Chce jakąś nagrodę! - powiedziałem idąc za nią.
- Nagrodę to dostaniesz jak zjesz to - odwróciła się z tacą na, której był rosół. - uderzyłem ręką o twarz. Pokazała mi ręką fotel. Usiadłem i zaczęło się przedstawienie z karmieniem.
*
OCZAMI AMY
Justin nie był chętny do jedzenia. Zaczynał mnie szantażować.
- Justin jedz połowę proszę cie. - powiedziałam trzymając łyżkę z zupą w powietrzu.
- Jeżeli mnie pocałujesz - powiedział zaplatając ręce na nogi.
- Zrobię to jeżeli zjesz połowę - powiedziałam podając mu miskę.
- ZGODA PANI BIEBER - zaczął z niechęcią jeść. - Skończyłem - pokazał mi pustą miskę.
- Dobry chłopiec. Teraz idziesz spać - powiedziałam pokazując mu łóżko.
- HALO A BUZI?! - powiedział ze zdziwieniem.
- Nikt nie powiedział, że teraz - wyszłam z pokoju. Usłyszałam jak Jus rzucił poduszką o drzwi.
Zeszłam na dół do chłopców.
- Hej chłopaki - powiedziałam. Chwyciłam jabłko i zapytałam się ich - Jakie macie plany na dziś ?
- Będziemy szukać tego kto postrzelił Justina. - powiedział dumnie J.Z
- No a ty Shawty? - zapytał się Daniel.
- Justin... - westchnęłam i ugryzłam jabłko.
Chłopcy zaczęli się zbierać. Uzgodnili, że zostanie ze mną i Justinem Daniel. Na wszelki wypadek.
*
Poszłam na górę zobaczyć, czy Justin śpi. Spał jak dziecko. Zamknęłam cicho drzwi i gdy się odwróciłam weszłam w Daniela.
- Chodź Amy pokaże ci coś - złapał mnie za rękę i pociągnął do swojego pokoju. Jego pokój był o wiele mniejszy niż Jusa. Wszystko było w nim skromne.
- Przytulnie tutaj - powiedziałam przyglądając się zdjęciom na ścianie.
- Dzięki. Amy..? - zapytał się siadając na łóżku.
- Słucham cię Daniel - powiedziałam patrząc na niego.
- Chciałbym ci coś opowiedzieć. - pokazał mi żebym usiadła. zrobiłam to.- Kiedy miałem 12 lat dołączyłem do tego gangu. Jestem sierotą. Od zawszę J.Z był głową gangu, ale kiedy dołączył się do nas Justin.. wszystko się zmieniło. Justin zdominował nas wszystkich. Dołączył on do nas jak miałem 16 lat. On już miał wtedy 17. Zabijał wszystkich. Pewnego razu zabił moją dziewczynę. On tego nie wie. - pokazał mi jej zdjęcie. - Jest bardzo do ciebie podobna. Widzisz?
Zobaczyłam jej zdjęcie. Była moją kopią. Kropla w krople.
- Jak to możliwe? - zapytałam się oddając mu zdjęcie.
- Nie wiem. Na prawdę nie wiem. Słuchaj nie obwiniaj Justina o to, że zabija... On umie kochać. Jesteś 1 osobą, którą tak kocha. - powiedział przysuwając się do mnie. Moje serce zaczęło jeszcze bardziej bić. Czułam puls w żyłach. Przyspieszał. Gorąca fala perfum Daniela obiła mi się o nozdrza.
- Nie miej mi tego za złe... - objął mnie ręką - bo ja wiem, że ty kochasz Justina...
- Daniel puść mnie proszę! - wtedy mnie pocałował. Spoliczkowałam go. Wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam do pokoju Justina zamykając pokój na klucz. Padłam na ziemię i zaczęłam płakać.
- Shawty... co jest? - usłyszałam głos Justina.
*
OCZAMI JUSTINA.
-Shawty co jest? - zapytałem się drugi raz. Wyszedłem z ciepłego łóżka i podszedłem do niej.
- Shawty co jest do cholery! - patrzyła się na mnie i płakała. Usiadłem przy niej i wzięłam ją na kolana. Kołysałem ją jak małe dziecko. Po chwili zaczęła mówić.
- Daniel.. Daniel mnie wziął do pokoju... i ... i ... mnie pocałował... - powiedziała czerpiąc mało powietrza.
Poczułem furie w żyłach. Moje źrenice powiększyły się. Przypomniałem sobie coś. Scenę kiedy zostałem postrzelony. Kiedy oberwałem Daniel wyszedł za drzewa jako pierwszy. Miał odblokowaną broń.
- Daniel.! Nie bój się słońce zaraz wracam. Nie ruszaj się z pokoju. - położyłem ją na łóżku i wziąłem broń. Zamknąłem jej drzwi na klucz.
- DANIEL GDZIE TY JESTEŚ?! -Krzyczałem z całej siły. Usłyszałem strzał. Z pokoju Amy.
- Amy... - szybko otworzyłem jej drzwi i zobaczyłem Daniela, który ją przytula i całuje, a ona płacze.
- Widzisz Amy... albo będziesz moja albo nikogo... - powiedział. Stałem bez ruchu. Miał mnie na celowniku. Nagle stało się coś co do końca życia będę pamiętam. Amy wyciągnęła broń ze spodni i strzeliła do Daniela. Padł na ziemię, a ona cała się trzęsła. Puściła broń na ziemię i upadła.
Podbiegłem do niej i mocno przytuliłem.
- BIEBER?! WSZYSTKO W PORZĄDKU?! - przybiegł J.Z z Alanem.
- Zabierz ciało Daniela. To on nas zdradził. - powiedziałem z zimną falą przytulając Amy. Cała się trzęsła i nie mogła przestać.
Położyłem się z nią do łóżka. Wtuliłem ją w siebie i czekałem na moment, aż zaśnie. Po godzinie leżała bez ruchu i równo oddychała. Przykryłem ją kołdrą i wyszedłem z pokoju. Zszedłem do chłopaków.
- To Daniel chciał mnie zabić. Celował w moje serce, ale chybił. - powiedziałem do nich.
- Czemu jej nie zostawisz w Kansas.? - zapytał się J.Z.
- Dlatego, że ją ... kocham. - westchnąłem.
- Rozumiem. Kiedy jej mama wraca? - zapytał się Alan.
- Za tydzień. - odpowiedziałem.
Wyszedłem z pokoju. Skierowałem się do ogrodu. Wszędzie można było poczuć zapach dojrzewających owoców. Podszedłem do jednego drzewa i zerwałem owoc. Rzuciłem je w górę, wyciągnąłem broń i strzeliłem w środek. Rozpadło się na kawałki . Wziąłem papierosa zza ucha i zapaliłem. Czułem, że ta noc będzie nie spokojna. Dlaczego? Znowu zawiniłem i pozwoliłem by jej stała się krzywda.
- Jeżeli jeszcze raz to się stanie... skończę ze sobą - powiedziałem.
*
Kiedy się uspokoiłem poinformowałem chłopców, że jutro zorganizujemy melanż. Kazałem im kupić alkohol pozapraszać ludzi i te inne pierdoły.
Skierowałem się do pokoju gdzie zauważyłem, że moja księżniczka siedzi w fotelu i patrzy się za okno.
- Shawty..? - podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. - Wszystko okej?
- Justin.. błagam nie zostawiaj mnie nigdy samej... błagam... - powiedziała kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
- Nigdy cię już nie zostawię rozumiesz? Jesteś moja. Nikogo innego. Jutro ci to wynagrodzę. Obiecuję. - pocałowałem ją w czoło.
- Jak? - zapytała. Zauważyłem błysk w jej oku.
- Zobaczysz. - złożyłem pocałunek na jej ustach. Staliśmy tak przez 2 godziny. Oddaliśmy się gorącej letniej nocy...
_____________________________________________
OHOHO. spodziewaliście się tego? ja też nie.
A więc dzisiaj dodam jeszcze jedną część : )
Tą część dedykuję Zuzi Piórkowskiej - wygrała grę dzięki czemu ta część jest dla niej.
mam nadzieje, że na to liczyłaś kiedy mi pomogłaś wybrać temat :*
Pamiętajcie never say never. Całuje/Alex
MÓJ TT : 3333 https://twitter.com/Believe_345

CZĘŚĆ 11. SEN

WSZYSTKO OCZAMI AMY.
- Byliście w szpitalu? Dzwoniliście po lekarza? COKOLWIEK W OGÓLE ZROBILIŚCIE?! - krzyczałam jak najęta i ściągałam bandaż z ramiona Jusa.
- Nie. Nigdzie nie dzwoniliśmy. Czy ty naprawdę jesteś taka tępa, że Justin ma jechać do szpitala? Wiesz, że wtedy będą się pytać jak to się stało co robiliśmy wcześniej. A ja jestem 100 procent pewny, że on cię powiadomił o rzeźni. - Daniel z każdym słowem stawał się coraz zimniejszy. Przetarłam ręką czoło Justina
- Przecież on ma gorączkę! Czy Justin miał jakiegoś lekarza, gdy coś mu się działo ? - zapytałam wchodząc do łazienki.
- Tak miał. Panią Jones. - powiedział J.Z gdy ja wyszłam z mokrym ręcznikiem z łazienki. Panowała krótka cisza jak położyłam ten ręcznik na czole Justina.
- Daj mi jej numer. Nie pozwolę się mu wykrwawić na śmierć. - powiedziałam dostając telefon od Alana.
Pani Jones będzie za 15 minut. Trwało to cholernie długo, gdyż Justin z każdą chwilą tracił swój kolor skóry. Stawał się biały jak ściana.
*
Kiedy Pani Doktor przyjechała poprosiła wszystkich o wyjście z pokoju. Siedziałam pod drzwiami pokoju i wysłuchiwałam się krzykom Justina. Bolało mnie to. Siedziałam i czekałam, aż dostanę pozwolenie na wejście do środka. Minęła godzina - Justin nadal jęczał z bólu.
- Chcesz kawy Amy? Może chcesz iść się przespać? - zapytał się Daniel.
- Nie dziękuje Daniel. Będę czekać aż w końcu to wszystko się skończy. Daniel zrozumiał to i zszedł na dół do salonu. Wrócił po 5 minutach podając mi koc. Podziękowałam mu. Walczyłam z sobą jak najdłużej,aby nie zasnąć. Ale w końcu moje powieki się zamknęły i odpłynęłam w długi sen...
Śniła mi się sytuacja z Justinem. Ta w której kłóciliśmy się w Motelu. Byłam trzecią osobą - obserwowałam Justina jak wcześnie wstał i zostawił mnie samą w łóżku. Zobaczyłam, kto go tak pobił. Zrozumiałam, że to był ten sam co Justin go zabił. Zabolało mnie to. Ostatnią sceną jaką zobaczyłam był Justin który całował mnie na łóżku...
- Amy słonko obudź się - szturchnęła mnie pani Doktor. - Już wszystko dobrze. Usunęłam z ręki Justina nabój. Teraz śpi. Odzyskał przytomność pół godziny temu i pytał się o ciebie. Proszę tu masz listę co musisz robić z jego ręką przez 4 dni. - podała mi kartkę. Podniosłam się i przytuliłam ją dziękując.
Kazałam Alanowi, żeby zapłacił jej. Poszedł po swój portfel i kiedy tylko jej zapłacił ona zniknęła z domu.
Weszłam do pokoju i ujrzałam spokojnie śpiącego Justina. Jego ręka już nie krwawiła, ale miał on ją zabandażowaną. Położyłam kartkę na półkę. Podeszłam trochę bliżej do niego. Zmieniłam mu ręcznik na bardziej zimny. Przysunęłam sobie fotel i usiadłam obok niego trzymając go za rękę. Wyglądał na zmęczonego, ale odzyskał swój odcień skóry. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada w tym samym tępię. Nie mogłam zrozumieć, że mogłam go stracić.
Wstałam i wzięłam z szafki Justina papierosa. Wyszłam na taras i zapaliłam.
Niebo było całe fioletowe. Zbliżała się noc i można było wyczuć wilgoć.
- Dzisiaj w nocy będzie burza - powiedziałam wypuszczając idealne koło z ust. Kiedy kończyłam usłyszałam, że Justin coś mówi. Przydeptałam papierosa i weszłam do środka.
- Amy...? Co ty tutaj robisz...? - zapytał wyczerpanym głosem. Pogłaskałam go po głowie ścierając jedną łzę z jego policzka.
- Jestem w twoim pokoju i zajmuję się moim postrzelonym chłopakiem. - uśmiechnęłam się.
- Przecież wyleciałaś... przecież - przerwałam mu
- Cichutko Jus Cichutko.. jestem tutaj przy tobie. Wróciłam gdy tylko się dowiedziałam, że coś ci jest. A teraz idź spać dobrze ? - powiedziałam nadal się uśmiechając.
- Pod warunkiem, że położysz się obok mnie- powiedział po czym wskoczyłam do łóżka i mocno się w go przytuliłam.
On zasnął pierwszy. Widziałam pierwsze błyskawice z daleka. Nie lubię burz. Zapowiadają one zło - powiedziałam sama do siebie.
Zamknęłam oczy i spróbowałam zasnąć. Za 4 podejściem udało mi się.
*
Rano kiedy się obudziłam Justin już nie spał. Siedział i czytał Biblię.
- Hej słońce - powiedział całując mnie w czoło. - Jak się spało.?
- Justin od kiedy czytasz Biblię? wow nieźle. Spało mi się źle, bo strasznie chrapałeś - kłamałam. On spał idealnie. Bez żadnego chrapnięcia.
Justinowi zrobiło się głupio i zaczął mnie przepraszać po czym powiedziałam mu, że żartowałam.
- Shawty nie ładnie kłamać. - powiedział łobuzersko się uśmiechając.
- Powiedział ten co niby nigdy nie kłamie - powiedziałam wstając z łóżka.
- Shawty zostawiasz mnie? - zrobił smutną minę.
- Jus ja idę pod prysznic. Ty masz leżeć. - poszłam do łazienki. Po chwili otworzyłam drzwi i powiedziałam - Bieber mamy potem do pogadania. - zamknęłam drzwi i nie mogłam przestać się uśmiechać, bo zobaczyłam strach w jego oczach. Postanowiłam zrobić sobie długą kąpiel. Napuściłam wody do ogromnej wanny i wlałam różany płyn. Wskoczyłam do wody. Moje ciało mogło wreszcie odpocząć po tych wszystkich zdarzeniach.
Zdałam sobie sprawę, że jeszcze wczoraj byłam w Kansas tęskniąc za Jusem. Moje myślenie przerwało pukanie do drzwi.
- Shawty weź wyłaź. Muszę siku ! - krzyczał Justin. Zaczęłam się śmiać.
- Justin idź na dół do łazienki. Sorry skarbie ! KOCHAM CIĘ !  - krzyknęłam i usłyszałam jak Justin trzasnął drzwiami.
Siedziałam jeszcze w wodzie przez 10 minut. Potem wyszłam osuszyłam się i przebrałam w koszulkę Justina oraz jeansy. Wysuszyłam swoje włosy i zaplotłam je w warkocz.
Kiedy wyszłam z łazienki Justin stał w oknie.
- O czym myślisz - zapytałam się kładąc mokry ręcznik na fotel.
- O tobie. - podeszłam do niego i pocałowałam go. - Nie pozwolę ci już nigdy odejść wiesz? - powiedział po czym złożył pocałunek na moich ustach. - Smakujesz miętą i tytoniem słońce - zaczęłam się śmiać. Justin uśmiechnął się.
- Justin chodź czas na zmianę opatrunku - powiedziałam.
Justin uciekał po całym domu bo nie chciał żadnej zmiany.
- JUSTIN DREW BIEBER DO MNIE. - Krzyczałam a chłopcy nie mogli przestać się śmiać.
Zdaję się, że to moja nowa... rodzina.

czwartek, 2 maja 2013

CZĘŚĆ 10. ZGUBIENIE VOL.2

OCZAMI AMY:
Szybkim ruchem wpisałam kod do sejfu wyciągając z niej broń od Justina. Włożyłam ją do plecaka,oraz list od niego. Założyłam plecak na ramiona i zeszłam do kuchni. Nadal miałam na sobie czarną bluzę Justina. Włożyłam trochę soku cytrynowego do plecaka i przy okazji się napiła. Kiedy wychodziłam z domu założyłam kaptur i wyszła z domu.
Pewnym krokiem poszła do Justina. Tak jak zostało mi podane w planie* Weszłam do jego ogrodu i przez rynnę dostałam się do jego pokoju. Włączyłam latarkę i zaczęłam przeszukiwać pokój. Zajęło mi 10 minut znalezienie tego czego chciałam. A mianowicie kluczyków oraz średniej wielkości walizki. Delikatnie spuściłam się po rynnie starając się nie robić przy tym najmniejszego hałasu. Kiedy bezpiecznie dotknęłam stopami ziemi - odetchnęłam. Ruszyłam biegiem do następnego miejsca tak jak było w instrukcji.
Pod podanym adresem znajdował się dom. Średniej wielkości, ale bardzo wyposażony. Otworzyłam kluczykami  drzwi i zapaliłam w środku światło. Wzięłam głęboki oddech. I dopiero po 2 minutach wypuściłam powietrze.
*
OCZAMI JUSTINA:
Kiedy założyłem kominiarkę nie myślałem o niczym innym niż zabiciu tego gangu. W moich żyłach płynęła czysta złość. Gdy tylko J.Z z kopniaka otworzył drzwi zacząłem strzelać do wszystkich. Zawsze trafiałem w środek głowy. Nie obchodziło mnie to, czy to była dziewczyna czy dziecko. Wszyscy musieli wyginąć. Jak szczury. Biegałem po piętrach i zabijałem wszystkich. Znalazłem tam dziewczynę, która panicznie się bała. W gdzieśto miałem i posłałem jej kulkę w brzuch i szyje. Wybiegliśmy z domu rzucając za nas bombami. Które po jakimś czasie wybuchły zostawiając z domu same fundamenty oraz cegły. W
W aucie ściągnąłem kominiarkę i zacząłem się uśmiechać. Cała złość ze mnie zeszła chociaż wiedziałem, że za parę godzin będę tego żałował.
Pojechałem do domu kiedy chłopcy pojechali już do naszego prywatnego klubu VIP. Ściągnąłem z siebie koszulkę i dałem moim zmęczonym ręką odpocząć. Ściągnąłem spodnie oraz bieliznę i wszedłem pod prysznic. Ciężkie lodowate krople spadały na moje zakrwawione ręce oraz kark. Namęczyłem się aby je zmyć. Kiedy przez moje ciało przeszło zimne uczucie - przed moimi oczami pokazała się Amy. Jej uśmiech, wygląd, gorące usta... Odpłynąłem. Po chwili uderzyłem pięścią w ścianę co przywróciło mnie do rzeczywistości. Wyszedłem spod prysznica i osuszyłem się. Podszedłem do szafy i wybrałem czarne spodnie khaki, bordowe vansy, czarnego ful capa oraz czarną koszulkę. Ubrałem się. Teraz wyglądałem jak gangster. Założyłem tył ful capa na głowę oraz okulary przeciw słoneczne. Chwyciłem zdjęcie Amy. Włożyłem je do portfela i wyszedłem z domu. Od razu po wyjściu zapaliłem papierosa. Odczułem ulgę. Wsiadłem do auta i pojechałem do klubu.
*
OCZAMI AMY :
Pozapalałam wszędzie światło. Piękny dom - pomyślałam. Skierowałam się na schody. Gdy doszłam na samą górę ukazał mi się wielki pokój z dużym łóżkiem, plazmą oraz rzeczami... zaraz !
- RZECZY JUSTINA! - Wrzasnęłam przeczesując pokój. Po chwili kiedy zebrałam jego wszystkie bluzy koszulki i spodnie w jego miejsce usiadłam na łóżko. Uspokoiłam oddech i otworzyłam walizkę. W środku poznajdywałam wycinki gazet, zdjęcia, Po woli zaczęłam przeglądać gazety.
MORDERSTWO W SPOKOJNEJ ULICY! - JUSTIN BIEBER PODEJRZANY ! - mówił jeden z nagłówków.
Przez około 10 minut oglądałam zawartość walizki po czym ją zamknęłam i włożyłam pod łóżko.
Otworzyłam plecak i wyciągnęłam list od niego. Zaczęłam jeszcze raz wszystko dokładnie czytać.
 Droga Amy,
Dość oficjalnie jak na morderce prawda? Musisz się parę rzeczy o mnie dowiedzieć. 
1. Mam "brudne" ręce. W Kansas byłem dlatego iż mogłem mieć czystą kartę
2. kocham cie. 
3. kocham cie.
4.kocham cie.
5.kocham cie. 
tak kocham cie. Bo jeżeli ja kogoś kocham to już do końca. Mamy po 18 lat i dobrze wiesz, że możesz stać się panią Bieber... nie ważne. Teraz mam dla ciebie zadanie. Po pierwsze musisz się udać do mojego domu - konkretnie do mojego pokoju. Szukaj w nim kluczyków oraz średniej metalowej walizeczki. Dostań się tam przez rynnę. Potem idź na wzgórze zakochanych 98. to jest mój dom. To są do niego kluczę. Rozgość się tutaj. W nim otwórz walizeczkę i przeczytaj sobie o mnie. Boski jestem : ) haha. kocham cię. Posłuchaj mnie dzisiaj jadę z chłopakami na rozróbę. od razu po tym jak wystartujesz idę na rzeź. Nie martw się wszystko będzie dobrze. Zastanawiasz się pewnie dlaczego kazałem Ci tutaj przyjść. Dlatego, że skarbie za parę dni przylecę do ciebie. Tak dobrze czytasz. Przed tym dostaniesz sms ode mnie, że wylatuje i za ile będę. Kochanie proszę cię nie płacz jak to czytasz. Nie lubię kiedy płaczesz. 
Pamiętaj. Kocham cię. 
Całuję cię mocno - Twój Justin. :*

Nie mogłam przecież płakać. Justin mi zabronił - pomyślałam. Delikatnie potarłam oczy. Wzięłam telefon do ręki i zadzwoniłam do Jusa. Czekałam na połączenie. Udało się - połączyło się. 
- Halo? - zapytał się Justin.
- Hej kochanie to ja... Tęsknie za tobą - powiedziałam. 
- Wiem, posłuchaj mnie nie mogę gadać dobra? zadzwonię za parę godzin pa - rozłączył się. Siedziałam przez chwile i nie wiedziałam co robić. Po tym dostałam sms.
Od Justin:
Pamiętaj KOCHAM CIĘ!:* 
Uśmiechnęłam się i położyłam się na łóżku i zanim zdałam sobie sprawę - zasnęłam przytulając rzeczy Justina.
*
OCZAMI JUSTINA
Kiedy wysłałem jej sms czułem, że się uśmiecha. Rzuciłem telefon na fotel i zatrzymałem się na ulicy. Nie wiem, czemu ale coś zobaczyłem. Osobę, którą bardzo dobrze znam. Nie przyjaciel tylko wróg. Włączyłem wsteczny i cofnąłem się do swojego domu. Szybkim ruchem wybrałem numer Amy. Nie odbierała. Za trzecim razem odebrała.
- Haalo...? - powiedziała cichym głosem.
- Kochanie gdzie jesteś? - zapytałem się jej
- W twoim domu. W twoim łóżku. Obudziłeś mnie Justin. - gorzkim tonem powiedziała.
- Czekaj tam na mnie zrozumiałaś? - powiedziałem to do niej tak szybko, że czułem jej przypływ energii.
- Tak kochanie... dobranoc. - rozłączyła się.
Wyszedłem z auta i zadzwoniłem do Daniela mówiąc mu, że mają wracać do bazy w tej chwili. Powiedział, że będą za około 10 minut.
Kiedy zatrzasnąłem drzwi od auta. Usłyszałem dźwięk pistoletu. No 20 sekundach zrozumiałem, że oberwałem w ramię. Ból był straszny. Zacząłem krzyczeć - odwróciłem się celując do osoby, która mnie postrzeliła - nikogo nie było. Chłopcy przyjechali.
- Co jest Bieber? - zapytał się Alan.
- Chyba... oberwałem. - pokazałem im krwawiącą rękę i zemdlałem. Nastała ciemność.
*
OCZAMI AMY
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół z myślą, że to Justin.
- Justin? - zapytałam się, ale zauważyłam, że to Daniel.
- Daniel co ty tutaj robisz? - zapytałam się go przeczesując swoje włosy.
- Justin oberwał kulą w ramię. Jesteś potrzeba. Pakuj się. Wracasz do Kanady. - moje serce zaczęło szybciej bić. Pobiegłam po swój plecak i kazałam Danielowi jak najszybciej jechać na lotnisko.
Lot dłużył się i dłużył. Kiedy w końcu wylądowaliśmy tak bardzo pośpieszałam Daniela, że jechaliśmy 240 na godzinę. Wbiegłam do ich domu
- Justin:?! - krzyczałam .Pobiegłam do jego pokoju. Leżał na łóżku. Jego ręka krwawiła przez bandaż. Leżał nieprzytomny.
- Justin... - podeszłam do niego i zaczęłam płakać. Kiedy tylko złapałam go za rękę odkryłam, że zapadł w głęboki sen... w śpiączkę.
____________________________-
I CO  TERAZ BĘDZIE? CZY JUSTIN PRZEŻYJE? :c do jutra skarby:*/Alex *plan _ list