OCZAMI AMY
Z ogrodu usłyszałam dźwięk dzwonka. Justin? Szybko wstałam z
ziemi ocierając rękawami łzy z policzków. Jednym ruchem otworzyłam zamek i
kiedy już chciałam krzyczeć: Kocham cię Justin – moim oczom pokazał się
nieznajomy chłopak. Stanęłam jak zamurowana. Miał kruczo-czarne loki i
niebieskie oczy. Był dużo wyższy od Justina, ale mniej umięśniony.
- Słu..słucham? – nie mogłam złapać równego oddechu.
- Witam. Jestem Drake i od dziś jestem twoim nowym sąsiadem
– uśmiechnął się do mnie.
- Cześć – podałam mu rękę. Zamiast jej uścisnąć pocałował
ją. Szybko wzięłam rękę i wytarłam ją w spodnie – A ja jestem Amy. Mieszkam tu
z moim mężem, ale go aktualnie nie ma – chrząknęłam i splotłam swoje ręce na
klatce piersiowej. – Chciałbyś wejść na herbatę lub kawę?
- Jasne. Dopiero co wszedłem do własnego domu, więc z chęcią
się czegoś napije. – posłał mi ciepły uśmiech i wszedł do środka.
Podążyłam za nim z cichą nadzieją, że zaraz wróci Justin.
Usiedliśmy w kuchni. Kiedy ja brałam się za robienie herbaty on siedział i
rozglądał się dookoła.
- Widziałem, na początku, że jesteś smutna. Coś się stało? –
przeszedł mnie dreszcz. Poczułam jak przyśpiesza mi puls. Przygryzłam wargę.
- Nie… Wszystko jest w najdoskonalszym porządku. – podałam
mu kubek i usiadłam naprzeciw niego – skąd jesteś? – wzięłam łyka wody.
- Jestem z Kanady. – ugryzł kawałek ciastka.
- O to tak jak mój… - ktoś wszedł do środka – mąż.
Justin ciężkim krokiem przyszedł do kuchni. Kiedy tylko
wszedł widziałam, że nie jest zadowolony, że kogoś wpuściłam do domu. Posłał mi
jedno ze swoich zabójczych spojrzeń, ale potem przeniósł się na Drake.
- Witaj Drake. – podał mu rękę. – Dawno cię nie widziałem
stary.
- No ja ciebie też Justin. Amy czemu nic nie mówiłaś, że
Justin to twój mąż? – postawił kubek na blacie.
- A miałam? – ugryzłam się w język. Zrobiła się martwa
cisza.
- To ja się zmywam. Jeżeli chcecie jeszcze wpaść zapraszam
do mnie na 19. Moja dziewczyna robi dużą kolacje. – chwycił swoją kurtkę i
wyszedł z domu.
Kiedy tylko Justin usłyszał dźwięk zamkniętych drzwi
podszedł do mnie. Na jego twarzy panowała harmonia. Tak jakby nic się nigdy nie
stało.
- Skąd go znasz? – odwróciłam się do niego.
- Z Starford. Długa i nudna historia. Nie chcesz wiedzieć. –
oblizał swoje usta. – i jak zadecydowałaś?
Totalnie o tym zapomniałam! Zapomniałam o tym, że mam
dziecko w brzuchu!
- Em.. nie. Znaczy może nie może tak nie wiem. – założyłam
kosmyk włosów za ucho.
- Chodź ze mną – chwycił mnie za rękę i zaprowadził do
naszego pokoju. Posadził mnie na łóżku i czekał na mój ruch.
- Na coś czekamy? – usiadłam po turecku.
- Amy. – Usiadł przede mną. – Wiesz, że cię kocham prawda?
Masz racje… powinniśmy pozbyć się tego dziecka. To nie jest jeszcze pora na
dziecko.
Zamurowało mnie to. Justin, który 3 godziny temu walczył o
to dziecko chce się jego teraz… pozbyć? Halo! Czy mi podmienili męża?
- Kochanie. – chwyciłam go za rękę. – W każdej chwili mogę
pojechać do lekarza na badania i zobaczyć co się da zrobić.. no wiesz…. –
przełknęłam ślinę.
- Jedziemy. – podniósł mnie i za nim się obejrzałam
siedziałam w jego aucie. Jechaliśmy do szpitala.
~***~
Justin siedział przed gabinetem, a ja weszłam do środka.
Doktor powitał mnie ciepłym uśmiechem.
- Witam Pani Bieber.
- Dobry wieczór… Mam pytanie… czy to normalne, że z dnia na
dzień mam coraz mniej siły strasznie się źle czuje i że prawie nic nie jem? –
zobaczyłam w jego oku coś dziwnego.
- Zaraz się przekonamy. Zapraszam – pokazał mi fotel na
którym usiadłam i zaczął robić UsG. Nie wiem czemu, ale strasznie się bałam.
Po zabiegu wyszłam i Justin wszedł do środka. Zniknął na 20
minut.
OCZAMI JUSTINA]
- To jest nie możliwe! Jak pan mógł się tak pomylić?! –
czułem w swoich żyłach furię.
- Panie Bieber. Proszę się uspokoić. Nerwy panu w tym nie
pomogą, a szczególnie krzyk. Niech Pan mi uwierzy, że ciężko jest rozpoznać czy
to dziecko czy.. – urwał.
- Guz?
- Rak. Zawsze jest szansa, że ją uratujemy. Proszę nie
panikować i podporządkować się mnie. Na razie musi brać leki, a jeżeli się
pogorszy to do gry wkroczą zabiegi. Proszę – podał mi receptę na lek, którego
nazwy nie mogłem rozczytać. – 2 razy dziennie po 3 tabletki. Na razie. Z tyłu
jest mój numer jakby coś się działo.
Popatrzyłem mu w oczy. Cisnęło mi się na usta – Jak ty
mogłeś?
- Dziękuje. – skierowałem się do drzwi. – nic jej pan nie
mówił prawda?
- Prawda. – wyszedłem z gabinetu .
Siedziała na jednym z foteli. Skulona i bezbronna jak
dziecko. Chciało mi się płakać na samą myśl co ona ma w sobie.
- I jak kochanie? – powiedziała jak zawsze swoim kojącym
głosem.
Połknąłem ślinę.
- Pogadamy w domu Shawty okej? – objąłem ją ramieniem.
- No.. dobrze? – pocałowała mnie w policzek. Już wtedy byłem
na skraju płaczu.
~***~
Siedziała na kanapie i piła wodę. Od jakiegoś czasu tylko to
piła. Nic więcej. Mozolnie zmieniała kanały w telewizji.
- Możemy pogadać Amy? – usiadłem obok niej.
- Jasne Justin. – wyłączyła telewizor. – Więc jak tam z
naszym dzieckiem?
Zabolało mnie serce. I to mocno.
- Wiesz, że zawszę będę przy tobie. Nie ważne co będzie..
ale ja zawsze będę obok ciebie. Nigdy nie pozwolę ci, abyś była sama. –
przygryzłem wargę… - Amy…
- Justin co jest? – przyśpieszył jej puls. Bała się.
- Nie płacz tylko dobrze? Wszystko będzie dobrze, ale
obiecaj mi, że nie będziesz płakać. Błagam – spojrzałem w jej oczy. Pokiwała
lekko głową. – To nie jest dziecko.
Jej źrenice momentalnie się zmniejszyły. Zaczęła lekko
drżeć.
- To.. to co to jest? – złapała mnie mocniej za rękę.
- Od jakiegoś czasu.. masz guzka w brzuchu. Doktor.. się
pomylił, że to dziecko… Spokojnie można się z tego wyleczyć. Z rakiem można
wygrać…
Na słowo rak napłynęły jej łzy do oczu. Popłakała się i
zaczęła się trząść.
- chodź tu do mnie… - wziąłem ją na kolana i tuliłem z całej
siły jak dziecko. Tyle już przeżyła. Porwanie, ucieczkę… Bóg naprawdę musi mnie
nienawidzić jeżeli daje mi taki ból.
Płakała, a ja tylko szeptałem jej do ucha, że będzie dobrze.
Że będziemy szczęśliwi i że będę przy niej.
- Kocham cie… - powiedziałem a ona tylko cicho
odpowiedziała…
- ja ciebie też….
Nie mogłem przestać jej przytulać. W pewnym momencie
płakałem razem z nią. Po 20 minutach nadeszła pora na pierwszą porcje tabletek…
- Chodź kochanie – wziąłem ją na ręce – pora na pierwsze
tabletki. – nie protestowała. Poddała się mojej opiece. Posadziłem ją na blacie
i wyciągnąłem z półki szklankę. Nalałem jej wody i podałem. Wyciągnąłem z
białej siateczki paczkę tabletek. Położyłem przy niej trzy i schowałem paczkę.
- Połykaj – podałem jej 3 tabletki w kolorze czerwieni.
Bez protestu wzięła je i włożyła do ust. Kiedy tylko je
połknęła – zwymiotowała. Nie wiedziałem co robić. Nie wiedziałem…
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Leżałem przy niej
póki nie zasnęła. Kiedy już spokojnie spała wziąłem się za sprzątanie kuchni.
Zajęło mi to 20 minut.
Wybiła 01.30 w nocy. Wyciągnąłem swój telefon i wybrałem
numer Doktora.
- Zwraca tabletki – poważnie powiedziałem.
- Tak jak przypuszczałem.
- Zajebiście, że pan tak przypuszczał, ale co ja mam robić?
– przetarłem swoje oczy, które chciały wydać z siebie płyn.
- Poczekać na mnie. Niestety zostaje opcja dożylna. –
rozłączył się.
Amy bała się Igieł. Zapowiadała się ciężka noc.
~***~
Przyjechał po 20 minutach z średniej wielkości walizką.
- co to jest?
- zobaczysz Bieber.
Amy leżała na łóżku i cicho chrapała. To było bardzo urocze.
Niestety musiałem ją obudzić z tego snu.
- Amy… kochanie. – cicho szeptałem do jej ucha.
- Hm? – cicho odpowiedziała.
- Wstawaj proszę będzie teraz takie małe pik a potem możemy
dalej spać. – wziąłem ją na ręce.
Kiedy zobaczyła doktora zrobiła wielkie oczy. Zdążył już
postawić przenośną kroplówkę.
- Pani Bieber. To na razie jedyna opcja na podawania
lekarstw – wyciągnął igłę – będzie musiała pani z tym być 2 dni. Da pani radę?
- Boże Justin nie! – wyrwała się z moich rąk i schowała za
moimi plecami.
- Amy – cicho powiedziałem.
- Nie. – złapałem ją za ręce i posadziłem obok siebie. – daj
panu doktorowi rączkę dobrze? To tylko małe pik kochanie a ja jestem przy
tobie.
- To serio konieczne ? – cicho się we mnie wtuliła.
- Tak kochanie. No już jestem przy tobie. – posłuchała się
mnie. Podała doktorowi prawą rękę i czekała na ukłucie. Cały czas była wtulona
we mnie. Kiedy igła wbiła się w jej skórę cicho jęknęła z bólu i popłakała się.
~***~
- Jak ja mam z tym spać? – wskazała palcem na kroplówkę z
białym płynem.
- Normalnie. – ściągnąłem z siebie koszulkę i spodnie. Była
3 w nocy, a my jeszcze nie spaliśmy. –
jestem z ciebie bardzo dumny kochanie. – przeczesałem swoje włosy.
- Justin… - szepnęła. – chodź już spać.
- Miałem taki zamiar, ale nie. Mam coś do roboty – puściłem
jej oko i oblizałem usta.
- Niby co ? – posłała mi spojrzenie „aha fajnie”
Tylko cicho się zaśmiałem i usiadłem na niej. Złożyłem na
jej ustach pocałunek. Gorący i długi. Cicho jęknęła. Za nim się obejrzała nie
miała już na sobie koszuli nocnej.
OCZAMI AMY.
Oboje zasnęliśmy po 4 nad ranem. To była szalona i dziwna
noc. Dowiedziałam się, że mam raka, ale Justin jakoś pomógł mi o tym zapomnieć.
W mojej prawej dłoni miałam cienką rurkę, która była podłączona do kroplówki. W
nocy zastanawiałam się jak ja z tym będę się myć.
Obudziło mnie lekkie szarpnięcie. Szybko otworzyłam oczy i
zobaczyłam Jusa.
- co ty do cholery robisz? – rzuciłam złym tonem.
- Zmieniam ci kroplówkę? – uśmiechnął się do mnie.
- Nie powinieneś
spać?
- Jest 13 po południu słońce.
O boże. To ja tyle spałam? Tyle z dnia przegapić.
- Haha zdziwiona prawda? – pocałował mnie w czoło.
Zapanowała cisza. – Będę musiał dzisiaj wyjść na dwie godzinki. Ewentualnie
cały wieczór.
- Justin!
- No co? – usiadł na komodzie.
- Ja mam tu siedzieć cały dzień sama?! No ej! –przetarłam
dłońmi twarz.
- Załatwiłem ci towarzystwo – przygryzł wargę. – Drake cie
będzie miał na oku. Poznacie się haha – puścił mi oko – wiem, że o tym marzysz.
Chwyciłam najbliższą rzecz jaka była w pobliżu i rzuciłam w
niego. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Całą naszą radochę przerwał dźwięk telefonu
Justina.
- Słucham? – powiedział poważnym tonem. – Zrozumiałem.
Dajcie mi 10 minut. – rozłączył się.
- Musisz teraz wyjść prawda? – zrobiłam smutną minę.
- Tak. Kocham cie – pocałował mnie w czoło. – Będę do ciebie
dzwonić albo pisać co godzinę.- chwycił swoją skórzaną kurtkę – pa! – już go
nie było.
No pięknie. Właśnie zostałam skazana na spędzenie całego
dnia z Drake’m.
~***~
Drake przyszedł około 30 minut po wyjściu Justina.
- Amy? – krzyknął z dołu.
- Na górze. Trzecie drzwi po lewej. – odpowiedziałam.
Słyszałam jak wspina się po schodach do pokoju. Kiedy wszedł zobaczyłam że
trzyma siatkę z filmami i popcornem. Uśmiechnęłam się. Zapowiadało się
ciekawie.
OCZAMI JUSTINA.
Dojechałem do magazynu na World street. Wszedłem do środka i
zobaczyłem tam mojego oprawce.
- Widzę, że się mnie słuchasz. Cieszę się. – wysłał mi
szyderczy uśmiech.
- Leon przestań już pogrywać dobrze? – odbezpieczyłem broń.
– czego chcesz?
Zaśmiał się. Jakbym nie miał nic do roboty.
- Po prostu mam dla ciebie zadanie. A potem będziesz wolny
jak ptak – pokazał rękami gest skrzydeł ptaka. Zastanawiałeś się czemu nie
znaleziono ciała …………. ?
Moje serce przyspieszło. W głowie pokazały się wspomnienia.
- O tak Bieber. Chodź tutaj J.Z – klasnął w dłonie.
Zobaczyłem go. Był moją rodziną. Nie straciłem go. Stał żywy
naprzeciw mnie. Zdziwiło mnie to.
- J.Z – powiedziałem.
– o co tu chodzi Leo ?
- Chodzi tu o to, że to jest dla ciebie ważna osoba prawda?
– podszedł do niego. Dopiero teraz zauważyłem, że jest związany. – O to co się
stanie z Amy. – strzelił mu w skroń.
CHCIAŁEM GO ZABIĆ RZUCIŁEM SIĘ NA NIEGO. RZUCIŁEM SIĘ NA
NIEGO, BO ZABIŁ MI PRZYJACIELA. PRZYJACIELA, OD DZIECKA.
Coś mnie złapało o d tyłu i rzuciło na ziemię. Jęknąłem z
bólu. Plunąłem krwią.
- Posłuchaj mnie – podszedł do mnie bliżej. Widziałem tylko
jego nogi – masz 5 godzin na odnalezienie swojego przyjaciela stąd. Oj tak.
Chodzi mi o przyjaciela Mery i ciebie. Przyprowadź go do mnie, a potem będziesz
wolny jak ptak. – zniknął w ciemności.
Nie wiem co się dookoła mnie dzieje. Co musiałem zrobić i
czemu. Miałem 5 godzin na znalezienie jednej osoby i dostarczenie mu jej.
Najgorsze było w tym to, że tą osobą był… Drake.
OCZAMI AMY.
Oglądałam z Drake’m film. A mianowicie Toy Story. Nie wiem
czemu, ale bardzo się śmialiśmy.
- Drake? – odwróciłam się do niego.
- Tak?
- Co cię łączy z Justinem? – przygryzłam w wargę
- Serio Amy? – pokręciłam głową. – no dobra… a więc tak.
Kojarzysz jego mamę prawda? Prawda. Kiedyś po prostu zrobiła sobie dziecko z
głową gangu. To było przed Justinem. Urodziła mnie i oddała mojemu tacie. 4
lata potem urodził się Justin i przeniosła się do Starford zapominając o mnie i
moim tacie. I tak chyba było najlepiej. Ale ja odwiedzałem Justina, a ona o tym
nie wiedziała. To ja go tak naprawdę wprowadziłem w życie gangu.
BOŻE TO CO DO MNIE DOTARŁO … NIE
WIERZYŁAM. LEŻAŁAM W ŁÓŻKU… Z BRATEM JUSTINA. A on nadal do mnie nie napisał….
__________________________
HEJ WAM. NIEDŁUGO OPOWIEŚĆ SIĘ NAPRAWDĘ SKOŃCZY
KOMENTUJCIE J CZY SIĘ PODOBA CZY NIE HAHA /Alex
HEJ WAM. NIEDŁUGO OPOWIEŚĆ SIĘ NAPRAWDĘ SKOŃCZY
Ejj no weź !! Niech się jeszcze nie kończy ! Za dużo emocji !! :)
OdpowiedzUsuńDlaczego tak szybko.... ? ?
OdpowiedzUsuńTaka akcja się rozwijała,a ty musiałaś skończyć foch...
1
2
3
4
5
No dobra,już nie wytrzymam.....czekam na nn :***
jeju ona jest, nie mogę się od niej oderwać <3
OdpowiedzUsuńJAK ZAWSZE ZAJEBISTE ♥♥
OdpowiedzUsuńzaczęłam czytać wszystkie Twoje opowiadania wczoraj o 22;00 i przeczytałam wszystkie rozdziały !! To jest coś cudownego ! Masz talent do pisania !! Kiedy kolejny rozdział ???
OdpowiedzUsuńBłagam cie nie kończ z tym opowiadaniem jest boskie <3 czekam na nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńNiech się nie kończy a jak coś to happy endem a nie tak ...
OdpowiedzUsuńKocham to <3 Tylko wiesz .. wszyscy czekamy na happy end ! :D Oczywiście czekam nn rozdział ;*
OdpowiedzUsuńUSG robi się zawsze na leżąco,nie na siedząco
OdpowiedzUsuńto było usg ciąży i niektóre są w pół siedzące. o takie mi chodziło.
UsuńPisz szybko następny rozdział bo opowiadanie jest niesamowite ! <3
OdpowiedzUsuń